sobota, 5 października 2013

Coś pożyczonego i coś niebieskiego


Dzisiaj słów kilka o książkach Emily Giffin.  Książki, które wyszły spod pióra tej autorki, to całkiem przyjemne kobiece czytadła. To nie literatura wybitna, która zmieni wasze życie. To raczej pozycje, które czyta się szybko i szybko o nich zapomina, jedyne co zostaje w pamięci to to, że było całkiem niezłe. Sama przeczytałam cztery książki jej autorstwa: Coś pożyczonego, Coś niebieskiego, Dziecioodporna i Sto dni po ślubie. Która najlepsza? Moim zdaniem Coś pożyczonego.
To właśnie była pierwsza jej powieści na, którą natrafiłam i przypadła mi naprawdę do gustu. Jakoś zawsze tak mam z autorami, że o ile pierwsza książka, którą przeczytam danego autora zauroczy mnie, druga przeważnie upewni mnie w przekonaniu, że całkiem dobry z niego pisarz, to przy trzeciej, bądź czwartej czuję znużenie. I tak też mam z tą autorką.
Pomimo tego, że każda książka to zupełnie odrębna historia ( poza coś niebieskiego, bo to kontynuacja coś pożyczonego) to przy kolejnych pozycjach mam poczucie takiego brakuje świeżości, ten sam styl pisania, sprawia, że świat przedstawiony przez autorkę nie jest już dla mnie tak interesujący. Nie twierdzę, że  kolejne książki są gorsze,  bo wszystkie są na dobrym poziomie. Mnie po prostu wyjątkowo urzekło Coś pożyczonego.
To historia dosyć niebanalna, dwie najlepsze przyjaciółki, całkowicie się od siebie różniące i jedna noc, która zmienia wszystko w ich dotychczasowym życiu, bo jedna z nich budzi się po niej w łóżku z narzeczonym drugiej. I te   trudne pytanie, co jest ważniejsze miłość czy przyjaźń?
Tutaj nic nie jest czarno lub białe, a żaden wybór nie wróży happy endu.  A jeśli wciągną was perypetie bohaterów to warto sięgnąć po kontynuację- Coś niebieskiego.  W coś niebieskiego poznajemy dalszy ciąg historii, ale  z perspektywy drugiej przyjaciółki i wtedy już całkowicie jesteśmy rozbici, która jest tą dobrą, a która tą złą, jak my byśmy się zachowali w takiej sytuacji ?
Fabuły drugiej części nie będę przybliżać, bo wtedy popsuję radość z czytania pierwszej części. W każdym bądź razie polecam szczególnie gorąco Coś pożyczonego i niebieskiego.
Dodam tylko jeszcze, że Coś pożyczonego powstała ekranizacja pod tytułem Pożyczony narzeczony i dzisiaj będzie lecieć na TVNie o 21.40. Przyznam się, że filmu nie oglądałam i chętnie dzisiaj go obejrzę, ale obawiam się, że jest znacznie gorszy od książki. Bo tej historii uroku dodaje Emily Giffin i jest styl. A po filmie spodziewam się troszeczkę miałkiej komedyjki romantycznej, ale mam nadzieję, że się mylę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz