czwartek, 30 stycznia 2014

Homeland


Cieszę się niemiłosiernie. Dlaczego? Właśnie zaczęły się moje ferie (pozdrawiam wszystkich innych studentów i trzymam za Was kciuki), całe dwa i pół tygodnia wolnego. Nieźle co nie? Jestem wręcz pewna, że minie mi to niesamowicie szybko i nim się obejrzę będę musiała wrócić do szarej codzienności. Zanim to jednak nastąpi z pewnością skończę trzeci sezon 'Homeland'
Mimo tego, że styczeń był dla mnie niesamowicie pracowity, na swoje szczęście, bądź nieszczęście wciągnęłam się niesamowicie w 'Homeland' ( obecnie jest na ósmym odcinku drugiej serii). I będę z Wami szczera dawno, ale naprawdę dawno żaden serial tak mnie nie wciągnął. Okej w ostatnim czasie podobało mi się 'House of Cardsczy 'Masters of Sex', ale 'Homeland' zdecydowanie przebiło wszystko.
Szczerze byłam sceptyczna co do tego serialu, dlatego też dopiero teraz po niego sięgnęłam. Czytając opis, widząc Irak, CIA stwierdziłam, że to nie dla mnie. Postanowiłam jednak sprawdzić na czym polega jego fenomen i przepadłam. 
A o czym jest? Już Wam mówię. Sierżant piechoty morskiej Nicholas Brody po ośmiu latach niewoli w Iraku wraca do domu do Stanów Zjednoczonych. Przez wszystkich uważany jest za bohatera, bo przeżył. Jedyną osobą, która nie wierzy w jego bohaterstwo jest agentka CIA Carrie Mathison. Wierzy ona, że współpracuje on z terrorystami planującymi atak w USA. 
Wciąga, trzyma w napięciu, dzieje się dużo. Szczerze po każdym odcinku sama zastanawiam się nad wszelkimi 'teoriami'- dotyczącymi Brodiego i nie tylko i sama próbuję rozwiązywać wszelkie zagadki. Mnie wciągnął od pierwszego odcinka, chociaż przyznam, że pilot  może być dla niektórych nudny, nie skreślajcie, sięgnijcie po drugi odcinek. W pilocie rzeczywiście akcja rozgrywa się trochę wolniej.
Carrie i Brody to dwie wyraziste postacie, które trzymają serial w ryzach. Ja osobiście też bardzo lubię Saula. Nie wiem czemu, ale wyzwala we mnie dobre emocje. Czego nie mogę powiedzieć zawsze o Carrie czy Brodym. Claire Danes i Damian Lewis naprawdę dobrze sprawdzają się w swoich rolach, z malutkim wskazaniem na Claire. Teraz już nie dziwię się czemu ten serial zebrał tyle nagród.
Jeszcze raz polecam i idę oglądać 'Homeland' ;)

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Sekretne życie Waltera Mitty


Takich historii, jak ta były już w kinach miliony, opowieści o w końcu spełnionej miłości, o zmienionym życiu z happy endem, czasami tak słodkim, że aż mdli. Jest jednak w tym filmie coś co  wyróżnia go spośród innych, a jest nim ów 'środek', trochę niebanalny, lekko naiwny, ale ja dałam się zauroczyć tej historii.
Każdy z Was na pewno zna kogoś podobnego do Waltera, to ten cichy i spokojny gość, który odwala czarną robotę, którego nikt nie zauważa, o, którym nikt nie pamięta, czasami nie zdajemy sobie sprawy, że on istnieje. Taki jest właśnie Walter Mitty( Ben Stiller), pracuje w archiwum negatywów magazyny 'Life', jest niewielkim konikiem całej wielkiej machiny tego magazynu, a w dodatku zajmuje się dziedziną na wymarciu, bo kto w dobie aparatów cyfrowych robi negatywy ? Jedyną osobą jest sławny fotograf Sean O'Connel w tej roli Sean Penn. 
Nie wiecie jeszcze jednego o Walterze. To niepoprawny marzyciel, często wyobraża siebie w różnych niesamowitych przygodach ze sobą w roli (super) bohatera.Jednak pewnego razu będzie musiał odbyć prawdziwą przygodę, a wszystko przez niesamowicie ważne zaginione zdjęcie wykonane przez Seana O'Connela. Walter Mitty podejmie się heroicznej walki z niesprzyjającą sytuację, a dzięki swojej historii pokaże, że granica między marzeniami, a rzeczywistością jest naprawdę cienka, skoro chcesz to możesz, co nie Walter?
Zwykli szarzy ludzie, którzy wydawać, by się mogło, że nic nie znaczą też mogą zmieniać świat. Marzenia warte są spełnienia trzeba tylko chcieć.
Widoki cudowne, Grenlandia, wulkany, Himalaje, jest na co popatrzeć.
Nie bójcie się marzyć, spełniajcie swoje najskrytsze marzenia, poniedziałek to dobry dzień, żeby zmienić swoje życie i koniecznie obejrzyjcie 'Sekretne życie Waltera Mitty' od razu robi się cieplej na sercu w te zimowe dni.
PS.Jeżeli chcecie być na bieżąco z Books and movies to zapraszam do polubienia profilu na facebooku.

sobota, 25 stycznia 2014

Wilk z Wall Street


Seks, kokaina i wielka kasa i tak przez bite trzy godziny to najkrótsze możliwe podsumowanie najnowszego filmu Martina Scorsese. Od kiedy tylko usłyszałam o 'Wilku z Wall Street' wiedziałam, że koniecznie muszę go zobaczyć i nie zawiodłam się.

Filmowcy lubią takie historie w stylu american dream, od zera do milionera. Tak też przebiega kariera Jordana Belforta w tej roli Leonardo DiCaprio. Dzień po zdanym przez niego egzaminie na maklera, na amerykańskiej giełdzie  nastąpił czarny poniedziałek, a firma w ,której dostał pierwszą pracę musiała ogłosić upadłość. Szybko jednak znajdzie on w sobie niesamowity talent do ściemniania, bajerowania, ile tylko wlezie swoim klientom. Tak też jego życie zmieni się diametralnie, domem stanie się wypasiony penthouse, w garażu pojawi się w ferrari, a żonę też wymieni na lepszy model (modelkę). Jordan oprócz tego, że będzie zarabiał miliony, będzie doskonale się bawił. Służbowe imprezy, niezliczone kilogramy kokainy i innych narkotyków, wciągane z pośladków prostytutek. Niejeden spyta, gdzie tu sprawiedliwość. Ten człowiek ma wszystko? Jednak wszystko, co dobre kiedyś się skończy, więc i historia Jordana zacznie interesować panów z FBI.


Pomimo tego, że nie przepadam za Leonardo DiCaprio, w mojej głowie nie mogę pozbyć się naturalnego połączenia go z 'Titaniciem', którego nie lubię, to przyznam się bez bicia, że Leonardo podobał mi się w tej roli i nawet mi pasował do niej. Chociaż miałam lekkie wrażenia, że to nowa współczesna wersja Jay'a Gatsbiego.Jordan to postać ciekawa. Facet, który ciągle chciał więcej w każdej kwestii, bo dużo mu nie wystarczało, to właśnie te pragnienie przyczyni się do jego upadku. 
Trzy godziny zlatują szybko, dużo dzieje się na ekranie, zabawne dialogi, przerysowane postacie, orgie, narkotyki, przekleństwa. Scorsese wie, jak utrzymać w ryzach widzów, bawić, szokować. Każda scena jest dokładnie przemyślana, na przypadek nie ma miejsca. 
Czy to mój faworyt do Oscarów? O Oskarach na razie nieśmiało się wypowiadam, ponieważ czekam, na premiery niektórych z pozostałych nominowanych filmów. Jak na razie 'Wilk z Wall Street' na pewno jest na wysokim miejscu, a DiCaprio ? Chyba życzyłabym mu w końcu Oscara, naprawdę odwalił kawał dobrej roboty. Nie widzieliście? Koniecznie obejrzyjcie. Jedna mała uwaga, film ma ograniczenie wiekowe i jest od 18 lat.

czwartek, 23 stycznia 2014

Ratując pana Banksa


Rzadko kiedy mam tą przyjemność oglądać filmy przed premierą, oczywiście polską, w przypadku 'Ratując pana Banksa' jednak dostąpiłam tego zaszczytu. Filmy z Tomem Hanksem 'kupuje' wszystkie, tak bardzo mu ufam, że nie zagrałby w 'śmirze', że 'ślepo' decyduję się na oglądanie filmów z nim. 
'Ratując pana Banksa' to bez dwóch zdań film dwójki aktorów, Toma i Emmy Thompson, to oni są wszystkim w tym filmie, a bez nich byłby on niczym. Tom Hanks tym razem wciela się w człowieka legendę-Waltera Disneya, a Emma Thompson też można powiedzieć, że w postać znaną, legendarną trochę mniej, ale za to jej książkę można spokojnie, za taką uznać, a mianowicie, za P.L.Travers, autorkę legendarnej 'Mary Poppins'.
Nie wiem, jak Wy, ale ja zawsze chciałam wybrać się do Disneylandu (w końcu widziałam, ale nie byłam w środku, gdyż byłam już wtedy 'za stara', choć ponoć nie ma ograniczeń wiekowych i każdy może odkryć tam swoje wewnętrzne dziecko ponownie). Tak też podróż z Waltem Disneyem, twórcą bajkowego świata musi być bajkowa, ale niech Was to nie zwiedzenie, bo naprawdę to nie historia dla dzieci, a dorosłych. To słodko-gorzka historia o dorastaniu i wpływie dzieciństwa na nasze całe życie. 
W skrócie fabuła to historia walki Walta Disneya o prawa do ekranizacji 'Mary Poppins', Disney uwielbiał tę książkę, niestety, albo stety, dla niego, bardziej niestety P.L.Travers, nie należy do łatwych i ugodowych kobiet, a więc batalia z nią, to walka na polu minowym. Aż trudno uwierzyć, że to autorka tak zabawnej i miłej w odbiorze książki. Momentami jest śmiesznie, momentami dramatycznie, bywa też bajkowo.
Świetne zdjęcia i muzyka Thomasa Newmana(to ten pan, co również stworzył muzykę do mojego ulubionego 'American Beauty') (nominowana do Oscara), tylko dopełniają ten obraz.Z całą pewnością polecam. Spokojnie mogę powiedzieć, że to dobry film, może bez jakiś fajerwerków, ochów i achów, ale naprawdę dobry.
PS. Zapraszam do polubienia Books and movies na facebooku.

środa, 22 stycznia 2014

Czas honoru


Prawda jest taka, że o polskich serialach rzadko piszę, właściwie zdarzyło się to, jak do tej pory  tylko raz. Dlaczego ? Przykro mi to mówić, ale jednak nasze rodzime produkcje wypadają słabo przy tych amerykańskich, więc prawie w ogóle ich nie oglądam. No właśnie tym wyjątkiem jest 'Czas honoru' do, którego, tak jak do tego postu nie mogłam się zabrać. Wszyscy w koło mówili ( najbardziej moja przyjaciółka Ola, która też 'zamówiła' sobie ten wpis, pytając, kiedy w końcu napiszesz o 'Czasie honoru', tak to dla Ciebie), że fajny, a ja, jak to ja, nie wierzyłam. Swoją przygodę z nim zaczęłam w tegoroczne wakacje i było, tak jak to jest z tymi najlepszymi serialami, jak zaczęłam pierwszy odcinek pierwszego sezonu, to nim się obejrzałam, a kończyłam piąty sezon. I przyznam się szczerze, że nie żałuję, że nie zabierałam się za niego wcześniej, bo wtedy nie mogłabym się tak  'wciągnąć', a ja zdecydowanie wolę oglądać seriale hurtowo, niż czekać na dawkowanie co tygodniowe. Niestety szósty sezon już musiałam dawkować sobie.
O czym opowiada ten serial? To historia grupy młodych polskich oficerów  Bronka ( Maciej Zakościelny), Janka (Antoni Pawlicki), Michała (Jakub Wesołowski)  i Władka (Jan Wieczorkowski) zwanych  'Cichociemnymi'( ponoć nazwa ta powstała bardzo prozaicznie, żołnierze powracając z kursów do macierzystych jednostek musieli zachowywać całkowitą tajemnicę), którzy zostali zrzuceni na teren okupowanej Polski podczas II wojny światowej. Trochę mam problem z tym, co by tu Wam napisać, aby nie zdradzać szczegółów. Z całą pewnością  doskonale łączy historyczne fakty ( niektórzy jednak uważnie śledząc serial potrafią wytknąć błędy w tej materii) z dramaturgią charakterystyczną dla seriali i tamtych czasów, przy tym nie emanując martyrologią. Wszyscy, niezależnie, czy to Polak, Niemiec, Rosjanin czy Żyd, pokazywani są przede wszystkim, jako ludzie. Twórcy wyrzekli się 'zabawy' w ocenianie, to pozostawiają nam. Nie brak również złych Polaków, dobrych Niemców, czy Rosjan oraz postaci niejednoznacznych, którym raz się kibicuje, a raz zdecydowanie chciałoby się 'uśmiercić'. Niech nie przestraszy Was gatunek-serial historyczny, mimo tego, że w 'Czasie honoru' historia pełni ważną rolę, to jednak w dużej mierze serial skupia się na bohaterach i ich losach, które są w większości determinowane przez zdarzenia polityczne. Mimo wojny, krwi, śmierci w 'Czasie honoru' jest też miejsce na zabawę, żarty i miłość. 
Aktorzy? Cała plejada  polskich aktorów i  nie tylko aktorów, wystąpili też Robert Kozyra i Hubert Urbański( swoją drogą z wykształcenie aktor, ale mi bardziej kojarzy się z jednym teleturniejem). Realizacja- zdjęcia i muzyka są wykonane bardzo dobrze. Oczywiście można się przyczepić, że główni bohaterowie to trochę tacy 'nadludzie' raczej wszystko im się udaje, dzięki niezwykłym zbiegom okoliczności. Powiecie, że takich ludzi nie ma i nie było i będziecie mieć racje, ale prawda jest taka, że głównie na tym opierają się seriale i filmy, taka magia fikcji, tego chcą widzowie. Ja serial dzielę na dwie części-' niemiecką' i 'rosyjską' i zdecydowanie bardziej podobała mi się ta 'niemiecka', co nie oznacza, że 'rosyjska' jest zła.  Mam dla Was jeszcze jedną dobrą wiadomość będzie również 7 sezon, już od września 2014. Ale tym razem producenci cofną się w czasie i zabiorą nas do czasów powstania warszawskiego. Już nie mogę się doczekać.

PS. Nie wiem, czy zauważyliście, ale Books and movies od niedawna możecie znaleźć również na facebooku. Zapraszam do polubienia i bycia na bieżąco.

niedziela, 19 stycznia 2014

Czerwone gardło


Nie wiem, czy pamiętacie, ale już jakiś czas temu opowiadałam Wam, jak zaczęła się moja miłość do kryminałów, a zaczęła się od Stiega Larssona i Trylogii Millenium . Dzisiaj czas na kolejną dawkę kryminałów, a to za sprawą Jo Nesbo. Długo zastanawiałam się, jakby  Wam cykl o Harrym Hole przedstawić, w jednym wpisie, a może każda książka powinna mieć osobny. Wygrała ta druga opcja. Sam cykl z Harrym Hole to jak na razie dziesięć pozycji, ja nie przeczytałam jeszcze wszystkim, ale sześć mam już za sobą. W pewnym momencie jednak utknęłam i zrobiłam sobie wakacje od Jo. Wiem jednak, że powrócę do niego.
Tak też postaram się przedstawiać powieści Nesbo w takiej kolejności w jakiej ja je czytałam ( o ile uda mi się odtworzyć ten ciąg). Ale zanim powiem coś o 'Czerwonym gardle', to wstępem słów kilka o Harrym.
Harry Hole to samotnik i alkoholik, niepokorny i bezkompromisowy policjant, pracuje niekonwencjonalnie, a przyjaciół ma tyle samo, co wrogów, pomimo wielu wad, ma jeden ogromny atut, nikt tak jak on nie rozwiązuje zagadek kryminalnych. Jak można przeczytać z okładki muzyka, której słucha to wszystko to, co mieści się pomiędzy Sex Pistols, a Dukiem Ellingtonem, od Neila Younga po Slipknot, jego ulubiony film to 'Rozmowa' F.Coppoli, a trunek Jim Beam. To zwykły gość, który często nie radzi sobie ze swoimi problemami.
'Czerwone gardło' zaczyna się wtedy, kiedy Harry wpada na trop przemyconego z RPA do Norwegii( Harry, tak ja Jo jest Norwegiem) karabinu marki Marklin. Trop ten prowadzi go do neofaszystów. Sprawa zaczyna się jednak komplikować, po śmierci byłego hitlerowca. Morderca zdaje się być ciągle o krok do przodu przed Harrym. Więcej fabuły nie zdradzę, nie będę Wam psuć czytania, nie ma nic gorszego niż spoiler książki, a w szczególności kryminału. Dodam tylko jeszcze, że akcja powieści dzieje się w dwóch płaszczyznach  czasowych, a tą drugą jest okres II wojny światowej.
Wciąga niemiłosiernie. I co prawda nie jest to mój ulubiony tom z tej serii( przy tym ulubionym dam Wam znać, że to ten), to skoro sięgnęłam po kolejne pięć może świadczyć o niej jedynie dobrze, a nawet bardzo dobrze. Przy okazji to świetne studium o Norwegii i Norwegach ich zwyczajach, kulturze, życiu, zresztą tak samo, jak u Larssona, który w swoich powieściach ukazuje nam Szwecję. Jeszcze raz gorąco polecam, a już niedługo wpis o kolejnej  części.

piątek, 17 stycznia 2014

Pod mocnym aniołem


Tak wybrałam się dzisiaj do kina.  Pomimo braku czasu postanowiłam sobie wynagrodzić wszelkie męki nawału pracy.Miałam iść na 'Nimfomankę', ale z różnych przyczyn nim się obejrzałam byłam na seansie 'Pod mocnym aniołem'. I nie wiem, co Wam o tym filmie napisać, bo pomimo, że już jestem dwie godziny po jego seansie nadal nie mogę do siebie dojść. Zacznę w takim razie od początku.
Smarzowskiego cenie i wyjątkowo lubię jego filmy. Od kiedy zobaczyłam po raz pierwszy 'Wesele', a było to dawno temu, stwierdziłam, że o to jest facet, który umie robić filmy. Później był jeszcze 'Dom Zły' i 'Róża', które to potwierdziły, no i 'Drogówka', która jakoś najmniej do mnie trafiła.
Do 'Pod mocnym aniołem' jeszcze nie potrafię się tak ustosunkować i umieścić gdzieś w tej wyliczance. 'Pod mocnym aniołem' Pilcha nie czytałam, więc nie będę porównywać, ani odnosić się do tej prozy. Smarzowski w tym filmie, tak jak w swoim każdym filmie pokazuję prawdę, brzydką prawdę, nie lukruje, nie koloruje, pokazuje to co w nas najbrzydsze, to co próbujemy ukryć, pokazuję to dosadnie. Nie sposób po obejrzeniu jego filmu nie być wstrząśniętym. Tym razem też tak jest. Wyobraźcie sobie, że kiedy ten film się skończył i ludzie obecni na seansie zbierali się do wyjścia nikt ze sobą nie rozmawiał i wszyscy mieli nie tęgie miny. Je też.
Każde uzależnienie jest złe i każde może doprowadzić do upadku. Alkoholizm może dopaść każdego obojętnie czy jesteś bezdomnym, czy imponującym eurydytą i pisarzem jak Jurek główny bohater w tej roli Robert Więckiewicz. Smarzowski jednak nie próbuje odpowiedzieć na pytanie dlaczego pijemy? Bo tak naprawdę każdy może znaleźć dobry dla siebie powód. Bohaterowie nie raz wyliczają wyliczankę przyczyn-piję, bo jestem nieśmiała, piję, kiedy mi źle, piję kiedy mi dobrze, piję bo lubię, piję bo wszyscy piją, piję, bo mnie ktoś wkurwia. I tak można bez końca. Smarzowski jednak skupia się na skutkach, a nie przyczynach picia. Pokazuje nam, co się dzieje z człowiekiem, który pije za dużo, jak staje się niewolnikiem wódki, jak świat po napojach procentowych nie staje się wcale piękniejszy, a jeszcze brzydszy, 'zarzygany' i 'zaszczany', jak życie bez picie przestaje smakować, ale z piciem też nie smakuje.
Główny bohater Jurek ciągle miota się gdzieś pomiędzy kliniką, ulubionym barem i swoim mieszkaniem, co wyjdzie z kliniki, taksówką wraca do baru. I tak w kółko. Jednak w jego życiu pojawia się promyk nadziei w postacie miłości, miłości do młodszej dziewczyny, którą poznał będąc też 'na gazie'. Reżyser jednak nie daje Nam odpowiedzi na pytanie czy miłość jest w stanie wygrać z nałogiem, bohater deklaruję, że nie będzie pił, ale czy to nie są jedynie płonne deklaracje, tego się nie dowiemy. Gdzieś obok Jurka i Roberta Więckiewicza pojawia się cała plejada aktorów znanych z innych filmów Smarzowskiego, takich jak Marian Dziędziel, Marcin Dorociński, Kinga Preis, Iza Kuna, Andrzej Grabowski, Jacek Braciak, Arkadiusz Jakubik, epizodycznie też pojawia się Agata Kulesza.  Wszyscy doskonale się sprawdzają w swoich rolach. Cała fabuła przebiega niechronologicznie, sceny przeplatają się pomiędzy sobą, jak we wspomnieniach wieczoru lub nocy z urwanym filmem. Wszystko, podobnie, jak w 'Domu Złym' dopełniają ponure obrazy, szarość, zgniła zieleń, wszystko jest przygnębiające, obojętnie, czy to klinika, czy ulica. Przyznam Wam się szczerze, że podczas seansu czułam unoszący się w powietrzu spirytus, nie mam pojęcia dlaczego. Czy to mój mózg sam sobie wyrabiał taki efekt, czy może ktoś z obecnych na sali miał coś przy sobie w zanadrzu ?
Czy polecam ? Tak, ale ostrzegam, że to film mocny jak spirytus, niech nie zwiedzie Was trailer, to nie jest komedia.

środa, 15 stycznia 2014

7 książek mojego dzieciństwa


Nie będę Was oszukiwać nie mam ostatnio czasu na oglądanie filmów, czy czytanie książek, o serialach nie wspominając. Sesja. Mam nadzieję, że będzie wyrozumiali, wasze cierpliwość zostanie wynagrodzona, za półtora lub dwa tygodnie gwarantuję ofensywę. Będzie się działo. A dzisiaj proponuję Wam sentymentalną podróż wgłąb mojego dzieciństwa i przedstawię Wam moje ulubione książki z mojego dzieciństwa (każdy z Was na pewno też takie ma), albo takie, które jakoś na mnie wpłynęły w mojej młodości. No to zaczynamy.
7. 'Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa' Clive Staples Lewis
Po niej szafa już na zawsze nie jest tylko  szafą. Tak ja szukałam tajnego przejścia, nadal szukam ....

6. 'Karolcia' Maria Kruger
Mała dziewczynka i mały niebieski koralik, a w nim tkwiąca niesamowita moc. 


5. 'Mikołajek' Jean-Jacques Sempe i Rene Gościnny
Nigdy na żadnej książce z tej serii się nie zawiodłam. Prześmieszne. Do tego świetne ilustracje. Jeżeli jeszcze nie czytaliście, to koniecznie po nie sięgnijcie.

4.'Dzieci z Bullerbyn' Astrid Lingren
Szwedom teraz dziękuję za kryminały, a kiedyś za Astrid Lingren. Nie ukrywam, że nie raz, czy nie dwa chciałam się bawić, jak jej bohaterowie. Wysyłanie wiadomości przez sznurek, zjeżdżanie na sankach z wielkiej górki. O tak! Niesamowicie wesoła. 

3. 'Matylda' Roald Dahl
'Matylda' jest niesamowita i to zarówno książka, jak i główna bohaterka- mała dziewczynka czytająca Dickensa, Hemingwaya, czy Kiplinga i rozwiązująca trudne matematyczne zagadki. Co z tego, jak jej rodzice są zbyt 'głupi', aby to zauważyć, a nauczyciele to wyjątkowe wredne potwory. Prześmieszna i przesympatyczna.

2.'Tajemniczy ogród' Frances Hodgson Burnett
Tajemniczy ogród, trójka dzieci i niesamowita powieść o dojrzewaniu, przyjaźni, zawsze uniwersalna. Niesamowicie ciepła i magiczna.


1. 'Pamiętnik księżniczki' Meg Cabot
Wiem, że to 'shit' i nie powinnam się przyznawać, że to w ogóle czytałam. Nie daj boże dawać na 'jedynkę'. Prawda jest jednak taka, że to dzięki tej książce zaczęłam naprawdę czytać, a skoro tak się stało, to chyba jednak zasługuje na to miejsce. Przyjemnie odmóżdża, lekka, zabawna, napisana sprawnie, mam do niej ogromny sentyment, nadal stoi na mojej półce, 'nie pozbędę się jej' o nie. Chociaż zapewne teraz czytanie jej nie sprawiłoby mi przyjemności, to mimo wszystko jest to niezaprzeczalny mój numer jeden.


poniedziałek, 13 stycznia 2014

Don Jon



Każdy, kto mnie zna to wie, że lubię filmy o seksoholikach, alkoholikach albo uzależnionych od pornografii. Dlaczego? Nie mam zielonego pojęcia. Tak też skusiłam się na 'Don Jona' gorzko tego żałuję.  On Jon w tej roli Joseph Gordon-Levitt jest wielbicielem filmów pornograficznych, pomimo swojej 'pasji' lubi czasami wypaść gdzieś z kumplami i 'zaliczyć' jakąś dziewczynę.
Podczas jednego z takich wypadów poznaje ją, Barbarę w tej roli Scarlett Johansson, którą uważa za siódmy cud świata i zakochuje się w niej. (Osobiście mnie obecność Scarlett drażni na ekranie, tak już mam) Dziewczyna jednak jest fanką romansów, w jej świecie nie ma miejsca na seks podczas pierwszej randki, a każdy facet powinien być gentelmenem.
Prawda jest taka, że Jonowi to nie pasuje, ale czego się nie robi dla ukochanej kobiety ? I o ile jest w stanie wiele poświęci dla niej, jednego nie odda i broni jak świętości, oglądania swoich 'pornoli'. Co ciekawe pomimo tego, że ponoć może mieć każdą, osobiście mam pewne wątpliwości co do słuszności tego stwierdzenia, to wyobraźcie sobie, że większą satysfakcję sprawia mu oglądanie pornografii . Początek jest obiecujący, im dalej tym gorzej. Z tej przypadłości 'wyleczy' go dopiero Julianne Moore.
Powiem Wam szczerze, że wszystko, bądź prawie wszystko nie podobało mi się w tym filmie. Dwójka głównych bohaterów była naprawdę wkurzająca. Barbara była tak słodka, że chciało się rzygać, Jon jak dla mnie sprawiał wrażenie typowego mięśniaka-półgłówka, nie przepadam za takimi typami. Wszystko było przerysowane, aż do bólu. Wątek z pornosami, choć teoretycznie pierwszoplanowy pojawia się na tak naprawdę na drugim planie.  Całkowite przedstawienie, tego pierwszoplanowego wątku stanowiącego rozważanie nad związkami w XXI wieku niestety zostało poprowadzonę w niedobrą stronę. Bo wyobraźcie sobie, że nasz Jon znajdzie swoją drugą połowę w postaci Julianne Moore, dużo starszej kobiety. To ona sprawi, że pornografia pójdzie do kosza i trafi kosa na kamień. Koszmarny happy end wrzucony na siłę. Jakoś tego nie 'kupuję'. Prawda jest taka, że nie polecam Wam tego filmu, mnie rozczarował, na szczęście trwał tylko półtora godziny. Zdecydowanie bardziej w 'tej' tematyce polecam Wam 'Wstyd'.

sobota, 11 stycznia 2014

Django


Uwielbiam Tarantino i na myśl o każdym jego nowym filmie moje oczy zaczynają się świecić. 'Django' jest naprawdę dobre, jak przystało na Quentina, jednak muszę przyznać, że czuję pewien niedosyt. Tarantino jak zawsze bawi się z nami, miesza gatunki, dekonstruuje formy, jest nieprzewidywalny, może kiczowaty, ale co najważniejsze jest doskonały w tym, co robi i niepowtarzalny. Takiego drugiego ze święcą szukać.


Tym razem próbuje rozliczyć się z niewolnictwem w USA. A wszystko pod przykrywką westernu. Główny bohater Django w tej roli Jamie Foxx zostaje wyzwolony przez byłego dentystę, doktora Schulza, Christopher Waltz i razem wyruszają na poszukiwanie ukochanej Django.  Tak też wyruszają do farmy Candyland, na której rządzi ekscentryczny Calvin Candi ( Leonardo DiCaprio), bogaty snob, którego nęcą biologiczno-antropologiczne problemy- scena, w której analizuje budowę czaszki naprawdę robi wrażenie.
Ale tu nie najważniejsza jest fabuła, skądinąd całkiem banalna, tylko tekst, jak zawsze genialne dialogi, które pozostają w pamięci na długo. Montaż i spektakularne ujęcia też robią wrażenie. No i muzyka. Balsam dla uszu. To również próba rozliczenia z przeszłością dosyć smutną przykryta wesołą maską. Jedynie Niemiec-dr. Schulz zadaje sobie trud pytań egzystencjonalno moralnych dotyczących niewolnictwa. Aktorstwo na najwyższym poziomie Christopher Waltz kradnie co prawda całe show, tworzy postać niejednoznaczną, zabawną, ironiczną, niebezpieczną i pewną siebie, szaloną i doskonałą. Pozytywne zaskoczenie stanowi również Leonardo DiCaprio. Krwi jak zawsze jest dużo, a za nią znajduje się to, co 'najsmakowitsze'.  Tarantino wciąż potrafi zaskakiwać i zachwycać, mimo drobnych potknięć. Nie jest to co prawda 'Pulp Fiction' czy 'Bękarty wojny', ale to nadal stary dobry Quentin.

czwartek, 9 stycznia 2014

Bejbi blues



Dzisiaj będę się tłumaczyć, dlaczego 'Bejbi blues' zajął zaszczytne trzecie miejsce w moim rankingu 10 najlepszych filmów 2013 roku.
Katarzyna Rosłaniec lubi wkładać kij w mrowisku, mówić o rzeczach trudnych, o których nikt inny nie chce rozmawiać. Po 'Galeriankach' przyszedł czas na 'Bejbi blues'. Nie chciałam oglądać tego filmu. Naprawdę. Głównie przez nieprzychylne opinie wszyscy mówili, że to nie jest za dobry film i szkoda czasu. Uwierzyłam. Przez przypadek go tak naprawdę obejrzałam i oniemiałam. Bo to naprawdę  dobry film.
Główna bohaterka Natalia jest nastoletnią matką. Zaszła w ciążę, bo chciała mieć kogoś do kochania. Jednak rzeczywistość nastoletniej matki z dzieckiem nie jest taka różowa, szczególnie kiedy nie można liczyć na własnych rodziców oraz ojciec dziecka 'ma je w dupie'. A i Natalia jest młoda i też od czasu do czasu chce skorzystać z uroków młodości. Prawda jest taka, że zawsze i to zawsze uważałam, że każda ciąża nastolatki to wpadka.  Sama lubię dzieci, w przyszłości chciałabym je mieć, ale w najgorszych koszmarach śniło mi się, że mam 14 czy tam 15 lat i jestem w ciąży. Serio. Pamiętaj jeszcze odcinek 'Na dobre i na złe' w którym była taka ciężarna nastolatka, wiecie, jakie miałam koszmary  po tym? Nigdy nie wpadłabym na to, że można chcieć mieć dziecko w takim wieku. Jednak nie jestem jakoś rażąco dużo starsza od głównej bohaterki, porozmawiałam z koleżankami, dziewczyny naprawdę chcą mieć dzieci, oczywiście nie wszystkie, ale  część ich i to nie za 10 lat, tylko teraz, jak najszybciej.
Ten film pokazuje to co ja wiem, a one nie wiem, czy sobie zdają sprawę. Dziecko to nie zabawka. Mając naście lat nie utrzymasz go raczej sama. Nie jesteś na to gotowa. Twój chłopak też nie będzie dobrym ojcem(mówię o równolatku).  W filmie pojawia się dużo kolorów, które rozświetlają pozornie zwykłe miejsca. Mają pokazać świat, takim jakim widzi go główna bohaterka, patrząca przez 'różowe okulary'. Całość przyjmuję konwencję bloga-krótkie sceny, które składają się w jedno. Jeżeli myślicie, że dziecko to dobry lek na samotność (to akurat nie tylko nastolatek się tyczy), jeżeli jesteście nastolatkami i pragniecie dziecka koniecznie obejrzyjcie. Innym też polecam warto. 

wtorek, 7 stycznia 2014

Les Miserables Nędznicy


Dzisiaj słów kilka o miejscu drugim na mojej liście 10 najlepszych filmów 2013 roku. Nie lubię musicali i nigdy nie rozumiałam ich fenomenu. Kocham muzykę, ale nie wyznaję zasady, 'że śpiewać każdy może'. Wkurza mnie, kiedy ktoś zaczyna mi nad uchem śpiewać, a zdarza się to często. Tak samo nie pasuje mi i wydaje mi się to niesamowicie sztucznym, kiedy bohaterowie zamiast mówić śpiewają, a najlepiej wszyscy razem na raz. Takie rzeczy tylko w musicalach.
Prawda jest taka, że 'Les Miserables' to najlepszy musical, jaki widziałam. W sumie jedyny jaki mi się spodobał. Adaptacja klasyki, czyli powieści Victora Hugo o tym samym tytule. Historia byłego więźnia Jeana Valjeana w tej roli Hugh Jackman, który po wyjściu na wolność zdobywa pozycję i zaczyna pomagać biednym. Prześladuje go jednak inspektor Javert (Russel Crowe).
W filmie nie brak jednak innych gwiazd i to taki z doświadczeniem musicalowym-Anne Hathaway , Amanda Seyfriend-'Mamma Mia', Helena Bohnan Carter i Sacha Baron Coen- oboje 'Sweeney Todd'.  To słychać, wszyscy śpiewają fantastycznie. Scenografia i kostiumy naprawdę są doskonale dopracowane i wiernie oddają klimat tamtych lat, co zostało docenione Oscarem w odpowiedniej kategorii.
Pomimo tego, że Tom Hooper wydawać by się mogło podjął się dzieła prawie niemożliwego do stworzenia. 'Nędznicy' to jeden z najczęściej, o ile nie najczęściej wystawiany musical. Dał radę. Stworzył dzieło kompletne. Kilka musicali w swoim życiu obejrzałam i ten był pierwszym w którym wszystko było śpiewane. Te, które widziałam łączyły sceny śpiewane z mówionymi. Ostrzegam musicie liczyć się z tym, że 'Nędznicy' trwają naprawdę długo ponad dwie i pół godziny. Może to wywoływać znudzenie i zmęczenie. Zachęcam jednak do wytrwałości.
Jeżeli lubicie musicale lub nie lubicie (jak ja), sięgnijcie po 'Les Miserables', bo naprawdę warto. Całość robi ogromne wrażenie.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Porachunki


Przyznam Wam się szczerze, że 'Porachunki' oglądało mi się naprawdę dobrze. Nie jest to film wybitny, czy wysokich lotów, ale to całkiem zabawna komedia kryminalna, która mnie skutecznie odprężyła i poprawiła humor. Pewnie wydawać by się mogło, że to  zwyczajna amerykańska rodzina przeprowadza się do Francji, a dokładniej do Normandii.
Składa się ona z czterech osób podstarzałej głowy rodziny Freda w tej roli Robert DeNiro, jego nie owijającej w bawełnę żony Maggie, gra ją Michele Pfeiffer i ich dwóch latorośli Warrena i Belli. Problem w tym, że nie są oni 'zwykłą' rodziną, bo Fred to Giovanni Manzoni, ważny mafioso, który po wsadzeniu za kratki największych liderów mafii jest chroniony programem ochrony świadków i próbuje prowadzić w miarę normalne życie.
Sama historia może nie powala, ale ogląda się naprawdę dobrze. Każdy z członków rodziny ma swoją historię, wszystkie razem się ze sobą przeplatają podczas seansu filmu. Luc Besson, tak to on jest reżyserem 'Porachunków' pokazał w krzywym zwierciadle obraz gangstera i jego rodziny. Tragizm momentami miesza się z komedią. Są przerysowane postacie, szydzenie ze stereotypów, jest z czego się śmiać. Robert DeNiro znowu świetnie pasuje do roli gangstera. Nawet sam śmieje się ze swoich wcześniejszych również gangsterskich ról, tak pojawia się odniesienie do 'Chłopców z Ferajny'. I bardzo fajnie. Michele Pfeiffer za to skupia się na emocjach, a właściwie ich przekazywaniu i to też jej wychodzi. Dianna Agron tez sprawdza się w roli nastolatki, która wie, czego chce. A i jeszcze nie wspomniałam pojawia się również Tommy Lee Jones w roli stróża prawa chroniącego Giovanniego. Jeśli chcecie się zrelaksować i trochę się pośmiać to sięgnijcie po 'Porachunki".

sobota, 4 stycznia 2014

Książki vs Internet


Dzisiejszy wpis będzie trochę inny od dotychczasowych, nie będzie to recenzja wybranego filmu, książki czy serialu, nie będzie to ranking, jak ten 10 najlepszych filmów 2013, ani żadna lista, jak ta filmów na, które czekam. Mam jednak nadzieję, że Wam się i tak spodoba.
Zainspirowały mnie do niego dwa całkowicie różne badania amerykańskich naukowców jedno bardzo 'świeże' z stycznia 2014, a drugie z maja 2013. Zastanawialiście się czytając książkę, bądź korzystając z Internetu co w tym czasie dzieje się z Waszym mózgiem? Podejrzewam, że nie, ja też nigdy nie myślałam o tym. Nie martwcie się wspomnienie wcześniej amerykańscy naukowcy zajęli się i tym problem. Gotowi, żeby się dowiedzieć prawdę?
I książki i internet mają ogromny wpływ na to jak działa nasz mózg i jak myślimy. Przez internet stajemy się niestety bardziej bezmyślni i coraz mniej kreatywni. Dlaczego tak się dzieje. Od zawsze dla ludzi informacja była bardzo ważna, często pozwalała nam przeżyć, dlatego też mózg produkuje dopaminę, aby nagrodzić nas za wyszukanie potrzebnej informacji. Podczas buszowania po internecie jest dostarczane mu są dziesiątki często niepotrzebnych informacji na minutę. Co się wtedy dzieje? Tracimy zdolność koncentracji, nie możemy skupić się na jednej rzeczy, nie zapamiętujemy informacji, bo jest ich za wiele, nie potrafimy co najgorsze połączyć różnych danych ze sobą, przestajemy być kreatywni.
A co się dzieje czytając książki? Otóż naukowcy Emory University, przeprowadzili badanie, które polegało na tym, że uczestnicy czytali książkę, były to akurat 'Pompeje' Roberta Harrisa, książka ta została wybrana ze względu na rozbudowaną linię narracyjną. Zbadano ich rezonansem magnetycznym przed lekturą i kilka dni później po przeczytaniu 30 stronicowego fragmentu, a następnie po zakończeniu lektury. Otóż stwierdzono zwiększoną łączność w obrębie lewej kory skroniowej, czyli w rejonie mózgu związaną z receptywnością językową. Wzmożoną aktywność zauważono również w obrębie pierwotnej kory czuciowo-ruchowej. Neurony wchodzące w skład tej części mózgu są odpowiedzialne reprezentacje wrażeń z ciała.
Krótko mówiąc naukowcy udowodnili, że czytanie książek powoduje zauważalne zmiany w aktywności mózgów czytelników i wzmacnia połączenie między poszczególnymi neuronami. Czytanie książek pobudza część mózgu odpowiedzialną za wszystkie doznania dotykowe. To o czym czytamy, czyli wszystkie zdarzenia, które mają miejsce w książce działają na nas tak, że mamy wrażenie jakbyśmy sami rzeczywiście ich doświadczali.
Teraz możecie spokojnie powiedzieć, że czytaliście książki, które zmieniły wasze życie, a najdokładniej wasz mózg. Ja w tym roku mam takie oto postanowienie więcej książek, mniej internetu. Wyniki tych eksperymentów mnie jeszcze bardziej motywują. I pomimo tego, że zachęcam Was do czytania, nie porzucajcie całkowicie internetu. Od czasu do czasu wpadajcie na mojego bloga i nie tylko....

PS. Tutaj link do  filmiku na youtubie, który w przystępny sposób pokazuje, jak internet działa na nasz mózg.

czwartek, 2 stycznia 2014

Wyścig


Nowy rok zacznę najlepszym filmem poprzedniego roku, według mojego rankingu podsumowującego rok 2013 . Od zawsze kochałam zapach benzyny i ryk silników. Jednak nie jestem fanką Formuły 1. Czasami coś tam obejrzę, ale bez jakiejś przesady. Tak też 'Wyścig' wydawał mi się filmem całkowicie nie dla mnie. Nawet hasło, które pojawiło się na plakacie -'Najlepszy film roku' na mnie nie zadziałało. Ile razy już to słyszałam? Uwierzcie mi jak bardzo się zdziwiłam jak odkryłam, że według filmwebu jest to film w moim guście w prawie 90 %. Tak też obejrzałam i się zachwyciłam. Szok. Filmweb zna mnie lepiej, niż ja siebie.
Historii Nikiego Laudy i Jamesa Hunta nie znałam. Kiedy ona miała miejsce nie było mnie na świecie, nawet pewnie nie byłam w planach moich rodziców. I pomimo tego, że głównymi bohaterami są kierowcy Formuły 1 i akcja filmu głównie rozgrywa się na torach, nie jest to film tylko o Formule 1 i dla fanów tego sportu. To film o rywalizacji dwóch silnych osobowości. O pasji i ludziach z pasją.
Obydwóch łączy pasja i to, że jeżdżą naprawdę szybko, dzieli prawie wszystko.  Każdy ma inne podejście do tego, co robi i trudno jest powiedzieć, które jest lepsze. Sądzę, że wybór, któremu z nich kibicować, obserwując ich potyczki, nie jest oczywisty.  Jednak Ron Howard nie daje nam prosto na tacy odpowiedzi, który z tych panów jest tym 'złym', a który tym 'dobrym'. Obydwaj mają wady i zalety.Przyznam się wam, że ja przez cały film trzymałam kciuki za Laudę, do mnie jakoś bardziej przemawiał jego styl chłodny, skupiony na celu, pracowity, prawdziwy strateg.  Ich rywalizacja jest jednak zdrowa. Zwycięstwa jednego, motywują drugiego do pracy.
Sceny wyścigów podnoszą ciśnienie, trzymają w napięciu. Film ten udowadnia, że biografie nie muszę być nudne lub przekłamane. Dbałość o fakty czyni film Rona Howarda jeszcze lepszym. Chris Hemsworth i Daniel Bruhl doskonale sprawdzają się w swoich rolach. Olivia Wilde i Suzy Miller w rolach żon obu panów również dobrze się spisały. Co prawda Olivie krótko gości na ekranie.  Jeszcze raz to powiem z całą pewnością, jak dla mnie to najlepszy film minionego 2013 roku. Polecam gorąco.

środa, 1 stycznia 2014

Filmy na, które czekam, czyli o filmowych premierach 2014 roku

Witajcie w Nowym Roku. Mam nadzieję, że wczoraj dobrze się bawiliście, a dzisiaj jesteście już 'żywi'. Ja nadal czuję się 'wymięta'.
Patrzę na rok 2014 pod względem filmowym ( i nie tylko ) z niesamowitym optymizmem, obserwując to, co będziemy mogli zobaczyć w kinach właśnie w tym roku. Dzisiaj przedstawię Wam listę filmów na, które czekam z niecierpliwością w 2014 roku. 
Wilk z Wall Street (  premiera 3.01)
Martin Scorsese, Leonardo DiCaprio, Matthew McConaughty w historii niesamowitego brokera. Ponoć DiCaprio w końcu ma szansę na Oscara.

Nimfomanka część I i II ( premiera 10.01 i  31.01)
Jestem strasznie ciekawa co Lars von Trier dla Nas przygotował. Po 'Melancholii'  myślę, że może być ciekawie. Smaczku dodaje fakt, że film jest podzielony na dwie części, a każda to ponad dwie godziny.

Sekretne życie Waltera Mitty ( premiera 17.01)
Film w reżyserii Bena Stillera z Benem Stillerem w roli głównej.

Pod Mocnym Aniołem ( premiera 17.01)
Najnowszy film Smarzowskiego. Ekranizacja prozy Pilcha. Więckiewicz, Woronowicz, Braciak, Jakubik, Preis, Grabowski. 

 Ratując Pana Banksa ( premiera 24.01)
Biografia Walta Disneya z Tomem Hanksem, Emmą Thompson, Colinem Farrelem. Brzmi dobrze.
Sierpień w hrabstwie Osage ( premiera 24.01)
Meryl Streep, Julia Roberts, Ewan McGreogor, patrząc na trailer może być z tego coś przyjemnego.

Złodziejka książek (premiera 31.01)
Geoffrey Rush i Emily Watson w filmie o magii książek z historią w tle.

American Hustle (premiera 31.01)
Christian Bale, Amy Adams, Jennifer Lawrence, Bradley Cooper i oszustwa finansowe.

Jack Strong (premiera 7.02)
Najnowszy film Pasikowskiego z Marcinem Dorocińskim, Mają Ostaszewską, Krzysztofem Globiszem o pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim.

Zimowa opowieść (premiera 14.02)
Opis brzmi tajemniczo. Generalnie to film fantasy, a główną rolę gra Collin Farrel. Jest miłość i podróże w czasie, może być całkiem przyjemnie.

Obrońcy skarbów ( premiera 28.02)
Dramat wojenny w reżyserii Georga Clooneya z Mattem Demonem, Cate Blanchet, Johnem Goddmanem Jeanem Dujardienm (tym od 'Artysty').

Co jest grane, Davis? (premiera 28.02)
Podróż przez świat muzyki folkowej z braćmi Coen. Co wy na to?

Kamienie na Szaniec (premiera 7.03)
Rudy, Zośka i Alek na dużym ekranie.
The Grand Budapest Hotel (premiera 28.03)
Historia ekscentrycznego portiera z okresu międzywojennego z Judem Lawem, Ralphem Finnesem, Owenem Wilsonem. 

Czarownica (premiera 30.05)
Angelina Jolie w roli czarownicy. 
Intersteller (premiera 7.11)
Najnowszy film Christophera Nolana, tego od 'Incepcji' z Matthew McConaughty, Anne Hathaway, Jessicą Chastain.



 Oraz oczywiście kolejna część Igrzysk śmierci i Hobbita.