piątek, 28 lutego 2014

Dla kogo Oscary 2014?


Nie jestem wróżką, ani członkiem Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej, moja intuicja często bywa zawodna, ale skoro Wam obiecałam to pobawię się dzisiaj w typowanie oscarowe. 




Najlepszy film
Jedna z najważniejszych, o ile nie najważniejsza kategoria, która wzbudza przeważnie najwięcej emocji. Wszystkie tego roczne nominacje oceniam wysoko. Jednak wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że zwycięzcą zostanie 'Zniewolony.12 Years a Slave'. Chciałabym się mylić, bo chyba nie ma niczego lepszego niż kiedy wygrywa film, którego nikt się nie spodziewał, więc gdzieś tam w sercu po cichu kibicuję 'Witaj w klubie' ( więcej o nim napiszę w okolicach jego premiery). Lecz tak naprawdę myślę, że w tegorocznych propozycji ciężko jest wyłonić jednego 'czarnego konia', wszystkie w podobnym stopniu zasłużyły na tę nagrodę.
Brakuje mi wśród tych nominacji 'Wyścigu', myślę, że spokojnie mógłby powalczyć o Oscara. 


Najlepszy aktor pierwszoplanowy
Akademia filmowa lubi nagradzać aktorów, którzy dokonali znaczącej metamorfozy i tym kluczem się kierując moim zdaniem najpoważniejszym kandydatem jest Matthew McConaughy, który oprócz metamorfozy fizycznej przeżył również metamorfozę zawodową, z lekkich komedyjek zaczął grać w poważnych filmach na poziomie. Brawo Matthew. Trochę mi szkoda tylko Leonardo DiCaprio. Mimo, że nie przepadam za nim, myślę, że ma wyjątkowego pecha. W 'Wilku z Wall Street' zagrał dobrze, może nie jest to jego życiowa rola i pewnie gdyby dostał Oscara byłby to za całokształt, a nie konkretnie za tę rolę. Ale tyle razy przeszła mu ta nagroda koło nosa i chyba też w tym roku tak będzie.


Najlepsza aktorka pierwszoplanowa
W tej kategorii dywagowałam pomiędzy Cate Blanchet, a Meryl Streep, z przewagą Cate. O ile 'Blue Jasmine' umiarkowanie mi się podobało, o tyle gra Cate Blanchet była doskonała, obawiam się tylko, że ostatnia afera związana z Woodym Allenem i jego 'grzeszkami' moje zaszkodzić Cate. Mam nadzieję, że jednak tak się nie stanie.


Najlepszy aktor drugoplanowy
Całym sercem kibicuję Jaredowi Leto. Trafiła mu się odważna rola, która zdecydowanie wyróżnia się pośród całej reszty. 


Najlepsza aktorka drugoplanowa
Uwielbiam Jennifer Lawrence. Ma dziewczyna wielki talent i zdecydowanie swoje pięć minut. W 'Americn Hustle' jest fenomenalna i deklasuje Amy Adams. Należy się jej, niech wykorzystuje swój czas.


Najlepszy reżyser
Martin Scorsese stworzyć trzy godzinny film, który nie nudzi. Nie bać się pozostawienia odważnych scen i wprowadzenia kategorii wiekowej od lat 18. To zdecydowanie mój typ.


Najlepszy scenariusz oryginalny
Mimo, że 'Ona' jakoś nie kupiłam, nie wiem trochę mnie ta futurystyczna wizja wydaje się dziwna, aczkolwiek prawdopodobna, to sądzę, że właśnie scenariusz tego filmu  zgarnie tę nagrodę.


Najlepszy scenariusz adaptowany
Najlepsze historie pisze życie, a którą napisało najlepiej ? Sądzę, że 'Tajemnicy Filomeny'.


Najlepszy film nieanglojęzyczny
Stawiam na 'Wielki piękno'. Co tu dużo mówić. Pozamiatał.


Najlepsza charakteryzacja i fryzury
Dziwi mnie brak 'American Hustle' w tej kategorii, ale skoro go nie ma no to zapewne wygra 'Witaj w klubie'. Chociaż 'American Hustle' moim zdaniem bardziej zasłużyło .


Najlepsza muzyka oryginalna
Nie mam tutaj pewniaka ani faworyta, ale skłaniałabym się ku Stevenowi Price i 'Grawitacji'.


 Najlepsza piosenka
Pod względem muzycznym mnie uwiodły dwie ( wpasując się w mój gust) 'Ordinary Love' U2 i 'The Moon Song' Scarlett Johansson i Joaquina Phoenixa. Wszech obecne 'Happy' już mnie lekko irytuje a 'Let it go' wydaje mi się słabe. Chyba jednak bardziej kibicuje 'The Moon Song'.

Najlepsza scenografia
W tej kategorii zdecydowanie wiedzie 'Wielki Gatsby'.


Najlepsze efekty specjalne
Nie macie chyba wątpliwości kto go dostanie ? 'Grawitacja' oczywiście to jest dla niej stworzona kategoria.


Najlepsze kostiumy
Z nominowanych największe szanse ma 'Wielki Gatsby' moim zdaniem. Brakuje zdecydowanie 'Igrzysk śmierci' w nominacjach.


Najlepsze zdjęcia
Czyżby 'Grawitacja' ?


Najlepszy dźwięk
Skłaniam się ku 'Hobbit:Pustkowie Smauga'.


Najlepszy montaż
Tu typuję 'Grawitację'


Najlepszy montaż dźwięku
Tak samo jak w przypadku najlepszego dźwięku -'Hobbit:Pustkowie Smauga'

czwartek, 27 lutego 2014

Miłość


Oscarowy tydzień trwa. Dzisiaj słów kilka o zeszłorocznym laureacie Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny, czyli o 'Miłości' Michaela Haneke.

Choć byśmy się wypierali, przyrzekali, że to nieprawda, to każdy i to bez wyjątku pragnie kochać i być kochanym, bezwarunkowo, na zawsze, aż śmierć nas nie rozłączy..

'Miłość' Hanekego pomimo dosyć banalnego tytułu jest zupełnie inna niż moglibyśmy się spodziewać. Sam początek filmu nie pozostawia nam żadnych wątpliwości, od razu wiemy co się stanie. Do zamkniętego mieszkania wkraczają policjanci zaalarmowani przez sąsiadów. W mieszkaniu znajdują się  już sine zwłoki kobiety...

W 'Miłości' mamy do czynienie z uczuciem dwójki starszych już ludzi, Anne i George. Są emerytowanymi nauczycielami muzyki, w ich domu znajduje się mnóstwo książek, sztućców i innych przedmiotów, które zawierają całe życie tej pary, wszystkie wspomnienia i to co udało im się zbudować przez ten czas wspólnego życia. Prowadzą szczęśliwe i ustabilizowane życie w, którym kultura jest wszech obecna. Aż do feralnego zdarzenia, kiedy to Anne dostaje udaru . Od tej pory wszystko będzie już inne. Zmiany tej nie da się odwrócić, pozostanie na zawsze sparaliżowana. Powoli zacznie również tracić świadomość. 

George dokona wszelkich starań, aby zapewnić żonie odpowiednią opiekę, będzie dbał o nią, jak nikt inny. Zgodnie z jej życzeniami zabrania córce odwiedzać matki oraz przysięga, że nigdy nie odda jej do szpitala.  Ukochany dom stanie się miejscem oczekiwania na śmierć.

Haneke pokazuje nam dwa zupełnie inne spojrzenia na śmierć. Przedstawicielką pierwszego jest Eve córka pary, która w obliczu śmierci buntuje się, myśli o przyziemnych sprawach, pieniądzach. Drugie to spojrzenia Anne i George akceptujące śmierć jako naturalny kolej rzeczy, po skoro żyjemy, to kiedyś umrzemy, nie ma co się buntować.

Pomimo tego, że George akceptuje nadchodzącą śmierć żony, to jak przyrzekł w przysiędze, dopóki śmierć nas nie rozłączy, w zdrowiu i chorobie jest przy swojej ukochanej. Gładzi czule ręce, uśmierza ból, jak tylko potrafi, nie tylko walcząc z chorobą żony, ale też z samym sobą.

'Miłość' to film bez zbędnego patosu, lukrowania i przesady. To obraz przedstawiający kompletną miłość, jej potęgę, moc i siłę, taką o jakiej każdy z nas marzy, składającą się z małych elementów-wspólne posiłki, rozmowy, pasje, ale budujące wielkie uczucie.

Niestety wszystkich filmów, które zostały nagrodzone Oscarem nie jestem w stanie Wam przypomnieć. Jeżeli chcecie jednak powspominać czy powrócić do tych filmów, to na books and movies wspominałam już o 'Operacji Argo', 'Artyście', 'American Beauty' i 'Annie Hall'.

Jeszcze częściej pojawiały się filmy, które były nominowane do Oscarów- 'Django', 'Les Miserables Nędznicy','Służące', 'Czarny łabędź','Lektor', 'Rzymskie wakacje', no i  tegoroczni nominowani 'Grawitacja', 'Kapitan Phillips', 'American Hustle', 'Ona', 'Wilk z Wall Street'.

PS. Następny post będzie poświęcony moim typowanią do kogo powinny trafić Oscary.

wtorek, 25 lutego 2014

Operacja Argo


Oscarowy tydzień na books and movies trwa. Obiecałam Wam, że będę w tym tygodniu przypominać te filmy, które tę nagrodę dostały już. Zacznę od zeszłorocznego zwycięzcy w tej jednej z ważniejszych kategorii, a może nawet najważniejszej czyli najlepszy film. W 2013 była to 'Operacja Argo'. W starciu pokonała między innymi 'Les Miserables Nędznicy' czy 'Django'.Osobiście nie był to mój faworyt, aczkolwiek spodziewałam się, że wygra właśnie ' Operacja Argo'. 


Historia ta wydarzyła się naprawdę. Ben Affleck swój firm oparł o wspomnienia jednego z agentów CIA Tony'ego Mendeza. W 1980 roku po tym jak Teheran został opanowany przez bojówkarzy ajatollaha Chomeiniego agent Mendez ewakuował sześciu rodaków z ambasady w Teheranie. Nie było by pewnie w tym dziwnego, gdyby nie pomysł na kamuflaż akcji. Zakładał on, że Mendez pojawi się jako reżyser kręcący film klasy B pod tytułem 'Argo' i szukający plenerów do scen science-fiction.

Mendez grany przez Afflecka sprawia wrażenie człowieka pozbawionego złudzeń, broń Boże bohatera, zwykłego faceta w pomiętej koszuli, który nie do końca odnajduje się w tym świecie, życie osobiste mu się nie układa. Im dalej akcja się posuwa tym coraz bardziej przypomina przywódcę, dobrego ojca prowadzącego swoje dzieci do wyzwolenia. Nie, nie jest to pomnik wybudowany Mendezowi.

W 'Operacji Argo' napięcie wzrasta powoli, po to, aby pod koniec dojść do momentu kulminacyjnego. Najpierw mamy planowanie akcji, zbieranie zespołu i wszystkiego, co będzie potrzebne no i w końcu sam skok. Wraz z dotarciem bohaterów do celu, zaczyna się ta prawdziwa, najlepsza akcja. Dzieje się, oj dzieje i trzyma w napięciu do ostatniej minuty tak, że ciśnienie się nam podnosi, a żołądek podchodzi do gardła.

Trzeba przyznać, że Affleckowi udało się stworzyć naprawdę dobry i trzymający w napięciu film sensacyjny. Niegłupi, a zarazem będący kinem rozrywkowym. Na wysokim poziomie. Choć mam mieszane uczucia czy to właśnie ten film zasłużył na Oscara?

niedziela, 23 lutego 2014

Wszystko czego nie wiecie o Oscarach...


Już za tydzień w Dolby Theatre (dawniej Kodak Theatre) odbędzie się po raz  osiemdziesiąty szósty gala wręczenia najważniejszych nagród w świecie filmowym zwanych potocznie Oscarami, a bardziej dostojnie Nagrodą Akademii Filmowej. Oficjalna nazwa brzmi jeszcze inaczej Academy Award of Merit. Z tego powodu na books and movies ten tydzień będzie zdecydowanie zdominowany przez te wydarzenia. Będę Wam przypominać niektóre filmy, które zdobyły te wyróżnienie, będę typować, kto powinien ją zdobyć, a dzisiaj zaczniemy ten tydzień od ciekawostek związanych z tą nagrodą. 

Pierwsza ceremonia wręczenia Oscarów miała miejsce w 1929 roku i trwała zaledwie piętnaście minut.  Dla porównania dzisiaj trwa ponad trzy godziny. Obecnych na niej było tylko 250 osób.

Nie od zawsze miejscem gali był Dolby Theatre (jeszcze do niedawna znany jako Kodak Theatre) pierwsza miała miejsce w Hollywood Roosevelt Hotel. Na początku lat czterdziestych gala została przeniesiona do teatrów. Pierwszym z nich był Grauman's Chinese Theatre, dopiero od 2002 ma ona miejsce w Dolby Theatre.

Nie jednokrotnie ceremonia była odwoływana. Na przykład w 1938 roku z powodu powodzi, która nawiedziła Los Angeles, w 1968 z powodu pogrzebu Marthina Luther Kinga, a w 1981 roku z powodu groźby zabójstwa prezydenta Regana.

Teraz słów kilka o statuetce. Pewnie zawsze zastanawialiście się, co ona właściwie przedstawia? Już Wam mówię. Jest to rycerz opierający się na dwuręcznym mieczu stojący na rolce filmowej posiadającej pięć szprych. Każda z nich symbolizuje inną grupę zawodową reprezentowaną w Akademii- aktorów, scenarzystów, reżyserów, producentów i techników.

Sama nagroda należy do tych wagi ciężkiej i to nie tylko ze względu na prestiż, ale również wagę.  Jedna statuetka waży  około 3,9 kg i mierzy 35 cm. Wykona jest ze stopu cyny (93%), antymonu (5%), miedzi ( 2%) pokrytego 24 karatowym złotem. Statuetkę zaprojektował w 1928 Cedric Gibbons, a pierwszy odlew wykonał rzeźbiarz George Stanley. Podczas II wojny światowej aktorom wręczano pseudo-Oskary nagrody wykonane były z pomalowanego plastiku, co ważne wymieniano je potem.

Obecnie Oscary są przyznawane w 24 kategoriach ( podczas pierwszej ceremonii było ich tylko 13). W każdej z nich ogłaszane są nominacje dla od 2 do 5 propozycji, oprócz kategorii najlepszy film w  której od 2009 roku nominuje się 10 filmów.

Dwóch aktorów uhonorowano po śmierci. Byli to Peter Finch i Heath Ledger.

John Cazale? Pewnie nie znacie tego pana, bo zagrał w tylko pięciu filmach i wszystkie były nominowane do Oscarów. To się nazywa farta.

Jak do tej pory tylko raz się zdarzyło, aby dwóch aktorów wcielających się w jedną postać dostało nagrodę. Dokonali tego Marlon Brandon i Robert DeNiro. Obydwoje wcieli się w rolę Vita Corleone w legendarnym 'Ojcu chrzestnym' i obydwoje właśnie za wcielenia się w tę postać dostali nagrodę.

Rekordziści? Najbardziej nagrodzonymi filmami są: 'Ben-Hur', 'Titanic' i 'Władca Pierścieni: Powrót Króla'. Każdy z tych filmów zyskał po jedenaście statuetek, lecz tylko 'Władcy Pierścieni:Powrót Króla' udało dokonać się czegoś niesamowitego i zdobyć Oscarach we wszystkich  kategoriach w których był nominowany. 

Jak na razie najwięcej, bo 14 nominacji uzyskały dwa filmy -'Titanic' i 'Wszystko o Ewie'.

Jeżeli chodzi o zdobywców największej liczby nominacji to króluje Metro-Goldwyn-Mayer -62, goni go Walt Disney z 59,a następni ex aeque znajdują się z 45 Alfred Newman i John Williams.

Zdobywcą największej liczby nagród jest Walt Disney-26, goni go Eastman Kodak Company-19 i Panavision Inc-17.

Największym oscarowym pechowcem jest Kevin O'Connel 20 nominacji i żądnej nagrody. Również szczęścia do niej nie ma Roland Anderson-15 nominacji i również żadnej na koncie.

Najczęściej nagradzanymi aktorami są: Jack Nicholson, Walter Brennan i Daniel Day-Lewis, każdy zdobył po 3 Oscary. Jack Nicholson za 'Lot nad kukułczym gniazdem','Czułe słówka' i 'Lepiej być nie może'. Walter Brennan za 'Prawo młodości', 'Kentucky' i 'Człowiek z Zachodu'. A Daniel Day-Lewis za 'Moja lewa stopa', 'Aż poleje się krew' i 'Lincoln'.

Najczęściej nominowanym aktorem zdecydowanie jest Jack Nicholson-12 nominacji.

Najczęściej nagradzaną aktorką jest Katherine Hepburn-4 Oscary za 'Poranna chwała', 'Zgadnij, kto przyjdzie na obiad', 'Lew w zimie' oraz 'Nad złotym stawem'.

Jeżeli chodzi o najczęściej nominowaną aktorkę tutaj króluje Meryl Streep-18 nominacji i tylko 3 statuetki za 'Wybór Zofii', 'Żelazną damę' i 'Sprawę Kramerów'.

Najczęściej nagradzanym reżyserem jest John Ford- 4 nagrody za 'Potępieniec', 'Groza gniewu', 'Zielona dolina' oraz 'Spokojny człowiek', za to nominowanym William Wyler 12 nominacji.

Najczęściej nagradzanym krajem w kategorii film obcojęzyczny są Włochy-11 Oscarów, a najczęściej nominowana jest Francja-34 nominacje.

Najczęściej nagradzanymi filmami obcojęzycznymi są 'Przyczajony tygrys, ukryty smok' (Tajwan) i 'Fanny i Aleksander' (Szwecja). Obydwa te filmy zdobyły po 4 Oscary.

Najmłodszym zdobywcą Oscara jest Tatum O'neal -10 lat za rolę w 'Papierowy księżyc'. Młodsi od niego też byli nominowani-Jackie Kooper -9lat za rolę w 'Skippy' oraz Quvenzhane Wallis również 9lat za rolę w 'Bestie z południowych krain'.

Najstarszy zdobywca Oscara to Robert F.Boyle -98 lat i był to Oscar honorowy za całokształt.

Trzy filmy animowane były, jak dotychczas nominowane w kategorii najlepszy film-'Piękna i Bestia', 'Odlot' oraz 'Toy Story 3'.

Tylko cztery kobiety, jak dotychczas zdobyły nominacje reżyserskie-Lina Wertmuller 'Siedem piękności Pasqualino', Jane Campion ' Fortepian', Sofia Coppola 'Między słowami' i Kathryn Bigelow ' The Hurt Locker. W pułapce wojny' i to ona jako pierwsza kobieta zdobyła tą nagrodę.

Pierwsza czarnoskóra artystka, która dostała Oscara to Hattie McDaniel za 'Przeminęło z wiatrem' , a aktorka to Halle Berry za 'Czekając na wyrok'.

Niektórym się poszczęściło i nawet pięć razy pod rząd byli nominowani do Oscarów, jak Bette Davis i Greer Garson.

Polacy również niejednokrotnie wyróżnieni byli Oscarami. Najwięcej nagród udało nam się zdobyć w kategorii najlepsza muzyka, aż 3- Leopold Stokowski 'Fantazja', Bronisław Kaper 'Lili' i Janusz A.P. Kaczmarek 'Marzyciel'. Janusz Kamiński dwukrotnie nominowany był za najlepsze zdjęcia 'Lista Schindlera', 'Szeregowiec Ryan', Roman Polański nominowany był w kategorii najlepszy reżyser 'Pianista', Zbigniew Rybczyński za najlepszy film krótkometrażowy -'Tango', Ewa Braun i Allan Starski za najlepszą scenografię 'Lista Schindlera' no i Andrzej Wajda za całokształt.

Niejednokrotnie polskie filmy były nominowane w kategorii filmów nieanglojęzycznych- 'Nóż w wodzie' R.Polańskiego, 'Faraon' J.Kawalerowicza, 'Potop' J.Hoffmana, 'Noce i dnie' J.Antczaka, 'Ziemia obiecana' A.Wajdy, 'Panny z Wilka' A.Wajdy, 'Człowiek z żelaza A.Wajdy', 'Katyń' A.Wajdy i ' W ciemności' A.Holland niestety nigdy ( jak dotychczas) nie udało się nam zdobyć tej nagrody.

Jednokrotnie polski film nominowany był w kategorii filmu dokumentalnego -'Biały orzeł' E.Cękalskiego. W kategorii krótkometrażowego filmu dokumentalnego polskie produkcje były nominowane trzykrotnie- '89 mm od Europy' M.Łozińskiego, 'Dzieci z Lennigradzkiego' H.Polak i A.Celińskiego oraz 'Królik po berlińsku' B.Konopki.

Trzykrotnie polskie filmy były animowane w kategorii krótkometrażowego filmu animowanego i dwa razy te nagrody były im przyznane- 'Tango' Z.Rybczyńskiego i 'Piotruś i wilk' S.Templeton, trzecim nominowanym jest 'Katedra' T.Bagińskiego. 

piątek, 21 lutego 2014

Rzymskie wakacje


Kiedy zakładam tego bloga wspominałam, że będę pisać nie tylko o nowościach, lecz również o tych starszych filmach, bardziej lub mniej znanych. Jak to jest z planami i różnymi deklaracjami, bywa z nimi różnie. Starając się być na bieżąco z nowościami i oczywiście o nich Wam pisząc, często gdzieś tam uciekają mi wpisy o tych starszych. Co prawda było kilka, ale mam niedosyt i będę się starała to nadrobić oczywiście. Dla przypomnienia pisałam już o 'Dziecku Rosemary','Lśnieniu','Annie Hall','Zagraj to jeszcze raz, Sam','Śniadanie u Tiffany'ego' Dzisiaj przyszedł czas na 'Rzymskie wakacje'.



Pisząc o 'Śniadaniu u Tiffany'ego' wspomniałam, że ostatnio nastała moda na Audrey Hepburn, a co za tym idzie na filmy z nią, co prawda najczęściej komentowanym i oglądanym w tym kontekście filmem jest 'Śniadanie u Tiffany'ego', to często po jego obejrzeniu szukamy innego filmu również z tą aktorką. Ja polecę Wam 'Rzymskie wakacje'.

Takich filmów już dzisiaj się nie robi, o takich komediach romantycznych możemy tylko pomarzyć i to właśnie za rolę w tym filmie Audrey Hepburn zdobyła swojego jedynego  Oscara.

'Rzymskie wakacje' to historia księżniczki Anny, w tej roli właśnie Audrey Hepburn, która wraz ze swoją świtą podróżuje po Europie. W pewnym momencie ma dosyć bycia księżniczką, całej tej sztywnej etykiety, zasad i reguł i postanawia zobaczyć, jak to jest być zwykłym śmiertelnikiem i ucieka. Samotnie spacerując po Rzymie ( akurat w momencie ucieczki była w Rzymie) poznaje pewnego przystojnego dziennikarza Joe Brandleya (Gregory Peck). Mężczyzna będąc prawdziwym gentlemanem nie może zostawić samotnej kobiety na ulicy i to bez środków do życia, tak też pomaga jej i zabiera ją do swojego mieszkania. Po jakimś czasie odkrywa tożsamość tajemniczej nieznajomej i postanawia dotrzymać jej towarzystwa, a ze zdobytego materiału napisać artykuł. Brzmi może trochę banalnie, ale to właśnie zapewne 'Rzymskie wakacje' stanowiły inspirację dla późniejszych produkcji.

Wiele scen z 'Rzymskich wakacji' trafiło już do historii kina, wiele z tego filmu powielano w późniejszych produkcjach, chociażby symboliczne obcięcie włosów, jako wkroczenie w dorosłość. Tajemnica tego filmu w świetnym scenariuszu i wyśmienitych aktorach. Scenariusz bawi, rozśmiesza, a zarazem wzrusza.

Polecam jeszcze raz gorąco wszystkim, ale szczególnie fanom Audrey Hepburn i starych czarno-białych filmów.

środa, 19 lutego 2014

Złodziejka książek


Od pierwszej minuty tego filmu wiedziałam, że mam do czynienia z filmem magicznym, takim po którego obejrzeniu pozostaje w sercu jakieś ciepło pomimo nieszczęśliwych losów bohaterów, dającym nadzieję, jak bajki w dzieciństwie.  Cała ta magia dzieje się za pomocą słów,a książki pozostają ich największą skarbnicą. Ciągle w pamięci mam również pozycje książkowe w których to właśnie książki pełniły ważną rolę, jak 'Cień wiatru' czy 'Atramentowe serce' w nich też dało się wyczuć tę niesamowitą dawkę magii i to przez ten świat literatury.

W 'Złodziejce książek' naszą przewodniczką jest dziewięcioletnia Liesel  Memiger (Sophie Nelisse), która w przeddzień drugiej wojny światowej wyrusza w podróż do domu swojej rodziny zastępczej. Jak domyślacie się dla dziewczynki to nie jest prosta wyprawa, znajdzie się ona w niezwykle brutalnym świecie, wyśmiewana w szkole z powodu analfabetyzmu, w nowym domu często karana przez dosyć apodyktyczną matkę graną przez Emily Watson. Jedynie odnaleziona książka odmieni jej duszę i świat. Będzie ukojeniem, aloesem i lekarstwem na wszystkie smutki. Z pomocą, aby wkroczyć do świata liter przyjdzie jej przyrodni ojciec Hans w tej roli świetny Geoffrey Rush. Swoją drogę niesamowicie ciepła postać, która oprócz nauczyć Liesel czytania nauczy czegoś więcej- jak żyć? jakim być człowiekiem? jakie są najważniejsze wartości? co to jest szacunek? i czym jest odwaga? 

I pomimo tak wielu moich dobrych słów o tym filmie nie jest to zdecydowanie pozycja do której nie ma się o co przyczepić. Najbardziej razi język. Akcja rozgrywa się na terytorium III Rzeszy, główni bohaterowie mówią po angielsku, ale głosy dobiegające z ulicy są w języku niemieckim. Owszem najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby wszyscy mówili po niemiecku, problem w tym, że znani aktorzy często nie znają tego języka, a zatrudnienie tych niemieckojęzycznych zapewne nie przyciągnęło by do kina tylu widzów. Skoro zostawiamy już głównych bohaterów z angielskim, to może lepiej, aby już pozostać tylko i wyłącznie przy tym języku. Wtedy nie raziło by takie zmieszanie dwóch języków. 

Ciekawą kwestią jest fakt, że 'Złodziejka książek' pokazuje drugą wojnę z perspektywy Niemców, a rzadko spotykamy się z historią wojenną widzianą ich oczami. A jak się okazuje, wcale dla nich nie była ona tak kolorowa, również żyli w trwodze, byli zmuszani do walki w imię ojczyzny, choć nie zawsze tego chcieli i niejednokrotnie skazani na śmierć.

Zdecydowanie polecam tą niezwykłą momentami brutalną, lecz pozostawiającą po sobie magiczne uczucie. 

PS.Jeżeli chcecie być na bieżąco z nowościami na books and movies zachęcam do polubienia books and movies na facebooku.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Jack Strong


Pisząc dosyć niedawno o swoich perypetiach związanych z wizytą w kinie, a konkretnie filmem  'Jack Strong' nie spodziewałam się, że tak szybko nadrobię tą zaległość. 

Nie chcę, żeby zabrzmiało to jakbym była ignorantką w tej kwestii, ale nie będę nawet próbować odpowiadać na te, tak często zadawane pytanie czy Ryszard Kukliński był zdrajcą i jak to naprawdę było ? Myślę, że tylko on zna prawdę. Poszłam na ten film z nastawieniem, że idę na mocny wciągający thriller, taki jakie umie robić Pasikowski i taki też film dostałam. Film, który trzyma w napięciu, szczególnie pod koniec i znowu tak jak w przypadku 'Pokłosia' wywołuję gorącą dyskusję w Polsce, przy tym lekko ją dzieląc. Z przykrością jednak muszę stwierdzić, że 'Jack Strong' jest moim zdaniem gorszy od wspomnianego wcześniej 'Pokłosia'.

Ale zacznijmy od początku. Przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych w Ludowym Wojsku Polskim służy Ryszard Kukliński ,wówczas młody oficer, bierze on udział w opracowywaniu planów przyszłej wojny pomiędzy NATO, a Układem Warszawskim. Dosyć szybko dochodzi do wniosku, że w razie konfliktu Polskę czeka zagłada atomowa. Jedynym rozwiązaniem jakie widzi jest współpraca wywiadowcza z USA, tak też nawiązuje z nimi kontakt i staje się szpiegiem.

Tak samo, jak w przypadku 'Pokłosia'  Pasikowski próbuje nam pokazać, że liczą się jakieś zasady, honor, człowieczeństwo. Sam bez problemu wskazuje i w takim tonie utrzymany jest cały film, że pułkownik Ryszard Kukliński był bohaterem. Jasno daje nam do zrozumienia, że nie zdradził on Polski, tylko Ludowe Wojsko Polskie, które służyło w głównej mierze interesowi Związku Radzieckiego,jego działania są umotywowane ochroną Polski, przed  zniszczeniem przez atak atomowy. 

Najbardziej przejmująca jest jednak samotność Kuklińskiego. Jedyną osobą, która wie  o jego współpracy jest agent CIA grany przez Patricka Wilsona. Z czasem panów połączy przyjaźń, męska i silna przyjaźń.

Zdecydowanie rażą w 'Jacku Strongu' tak często pojawiające się szczęśliwe zbiegi okoliczności. 

Aktorstwo na prawdę na dobrym poziomie. Szczególnie Dorociński zasługuje na medal, ale Ireneusz Czop, Mirosław Baka i Zbigniew Zamachowski, jak i postacie grane przez Rosjan między innymi Olega Maslennikova czy Ilję Zmiejewa również dobrze sprawdzają się na drugim planie. Dorociński jako Kukliński to normalny człowiek, często się wahający, będący również u skraju załamania, małomówny dla, którego liczą się czyny, choć waha się,  nie daje i da się złamać.

Postacie kobiece, jak to w męskim kinie po prostu giną. Żona Kuklińskiego, Hanna to lekko naiwna i bezbarwna kobieta, choć do Mai Ostaszewskiej oczywiście nie mam żadnych zarzutów gra swoją rolę dobrze. Agentka grana przez Dagmarę Domińczyk też na tle postaci męskich niespecjalnie się wyróżnia. 

Czy polecam? Jeśli macie ochotę na dobry thriller  i nie przeszkadza Wam pomnik wybudowanym Kuklińskiemu, to znaczy stworzenie z niego bohatera, to jak najbardziej polecam.

sobota, 15 lutego 2014

Dallas'63


Nie wiem czy to wstyd czy nie, przyznawać się, że ostatnio po raz pierwszy sięgnęłam po prozę Stephena Kinga. Kinga znam od lat, ale  horrory i inne tego typu historie grozy jakoś nigdy mnie nie kręciły i nic w tej kwestii się nie zmieniło. Ostatnio mistrz powieści grozy poszedł w trochę inną stronę i  w swoich książkach udaje się w różne sentymentalne podróże. Czemu by nie spróbować? Prawie dziewięćset stron nie przerażało mnie, chodź nie którzy widzącymi mnie z tą książką pytali grubszej nie mieli? Szybko się z nią jednak uporałam, bo czyta się ją dobrze i sprawnie.
O podróży w czasie powstało już naprawdę wiele filmów i książek, chociażby 'Czas na miłość'. Głównym bohaterem 'Dallas '63' jest Jake Epping trzydziestoletni nauczyciel, który pewnego dnia będąc u swojego przyjaciela Ala w barze poznaje kryjące się w piwnicy tajemnicze przejście do 1958 roku. Al chciałby zmienić świat, poprzez zmianę przeszłości, a dokładnie powstrzymanie śmiertelnego ataku na prezydent Kennedy'ego. Gdyby on nie umarł prawdopodobnie nie byłoby wojny w Wietnamie, Watergate czy ataku na WTC. Sam niestety nie jest już w stanie temu podołać, choroba go wykańcza, tak  też prosi swojego przyjaciela, a Jake oczywiście nie śmie odmówić. W taki sposób  trafia do świata końca lat pięćdziesiątych i zaczyna się przygoda.
USA w 1958 roku, to zupełnie inny kraj niż on zna. To czas jazzu, szalonego twista i piwa korzennego. Wbrew pozorom historia nie kręci się tylko i wyłącznie wokół Kennedy'ego. Jack przeżywa wiele różnych historii, poznaje różnych ludzi, a i pojawia się wątek miłosny ( nie wiem czy to coś typowego dla Kinga, podejrzewam, że nie, obecnie czytam inną jego książkę i tam też się pojawia ten wątek, ale i tamta pozycja nie należy do tych spod znaku grozy). To właśnie ten wątek staje się tym głównym, a próba uratowania Kennedy'ego schodzi na drugi plan. 
Jake ciągle musi myśleć i dokonywać wyborów często trudnych związanych z tak zwanym 'efektem motyla'.
Wszystko 'trzyma się kupy' i stanowi ciekawe spotkanie z USA na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Mimo, że czyta się dobrze i szybko myślę, że te dziewięćset stron to lekka przesada, spokojnie można byłoby ją skrócić i nie straciłaby na wartości. 
Jak pisałam powyżej sięgnęłam po jeszcze inną powieść Kinga. Spodziewajcie się niedługo recenzji. Czy polecam 'Dallas '63'? Spróbować można, aczkolwiek sądzę, że nie każdemu się spodoba i nie każdy dobrnie do końca.
PS. Ponoć ma powstać serial na powstanie 'Dallas ' 63' pod tytułem '11/22/63' niestety nie za wiele o tym projekcie wiadomo.

czwartek, 13 lutego 2014

Ona


Od samego początku miałam problem z tym filmem. Najpierw dręczyło mnie pytanie, czy warto go obejrzeć czy nie. Może to głupie, ale strasznie spodobał mi się plakat. Joaquin Phoenix wygląda na nim naprawdę dobrze (przynajmniej dla mnie), znalazłam sobie drugiego po Ryanie Goslingu ulubionego przystojniaka w Hollywood. Te pięć nominacji do Oscarów i zdobyte trzy Złote Globy też przemawiało zdecydowanie na korzyść tego filmu. Jednak po obejrzeniu trailera zadałam sobie pytanie serio? naprawdę ten film jest o tym? i ma aż tyle nominacji do Oscara i trzy Złote Globy, prawie same pozytywne recenzje i jeszcze niby według filmwebu 87 % w moim guście. Nie pozostało mi nic innego jak to sprawdzić.
Obejrzałam i mądrzejsza nie jestem. Spokojnie zaraz Wam wszystko wyjaśnię.
Zacznę od fabuły. Główny bohater Theodore w tej roli wspomniany wcześniej Joaquin Phoenix jest singlem, niedawno rozstał się z żoną, stracił również pracę w opiniotwórczej gazecie i teraz pisze romantyczne listy w imieniu klientów pracując dla portalu BeautifulHandwittenLetters.com. Jest w tym naprawdę dobry, potrafi wyznawać obcym ludziom miłość, jakby ich naprawdę kochał, wspomina wspólne chwile z życia tych osób, tak jakby je znał od lat.  
Chyba każdy z nas nie wyobraża sobie życia bez komputerów i Internetu. Obojętnie, jak wiele czasu spędzamy przed ekranem, każdy jest świadom, że dzisiaj prawie wszystko można załatwić przez Internet nie wychodząc z domu i coraz częściej korzystamy z różnych takich danych nam możliwości. Skoro coraz więcej czasu spędzamy w Internecie, to czemu nie poszukać by swojej drugiej połówki w Internecie? 
Coraz bardziej popularne są portale randkowe, a i niektórzy używają serwisów społecznościowych w tych celach. Sama nigdy nie korzystałam z takich usług, nie znam osobiście żadnej pary, która by tak się poznała, ale wiem, że takich par jest wiele. Całkiem normalna sprawa. Gdyby powstał o tym film nie było by w tym nic dziwnego. Ale film w, którym główny bohater instaluje na komputerze nowoczesny system, który poznaje potrzeby użytkownika i stara się je zaspokajać, a przy tym jest niesamowicie inteligentny i w tym przypadku ma głos Scarlett Johansson (niektórzy uznają, że to niezwykle seksowny głos, nie mi to oceniać, wolę męskie) i zakochuje się w tym systemie dziwna sprawa, co nie? 
Ja jakoś nie mogę sobie wyobrazić takiego systemu, nie mówiąc już o miłości do tylko 'głosu', który wydawać by się mogło, że nas dobrze zna. Być z kimś bez ciała, kimś kogo nie dotkniesz, poczujesz, kogoś kto cię nie przytuli. Koszmar? Dla mnie chyba tak. Chociaż nie ukrywam, że i taka sytuacja może mieć jakieś plusy, chyba rodzi to mniej powodów do kłótni. Ale co to za związek? 
Na szczęście Spike Jonze nie stara się nas uczyć, nie ocenia. Pokazuję nietypową parę, tak jakby była całkiem normalną parą. Stawia znak równości nad światem realnym, a wirtualnym. Dopiero zakończenie daje nadzieję, pokazuje, że niestety, ale emocji i miłości nie da się zamknąć w świecie wirtualnym, że może i krótkotrwale to może być przyjemne, ale na dłuższą metę  może przynieść tylko i wyłącznie rozczarowanie.
Nie wiem na ile to wszystko jest futurystyczne, na ile będzie prawdziwe za jakiś czas, a na ile to bujdy i z tym mam największy problem. Dla mnie to trochę abstrakcyjne, ale kto wie, co się stanie za kilka lat ?
Joaquim Phoenix naprawdę sprawdza się w swojej roli. Co prawda nie ukrywam, że Theodore trochę mnie wkurza, dla mnie jest zbyt naiwny, wydaje się latać nad ziemią, a nie stąpać po niej. Może to urok miłości? Mam nadzieję.
Czy polecam? Raczej tak, zobaczcie i sami się przekonajcie i ustosunkujcie.

środa, 12 lutego 2014

Sherlock


Rzadko, bo rzadko, ale czasami zdarza mi się planować posty z wyprzedzenie, to znaczy, co kiedy będzie i właśnie tak było z dzisiejszym dniem. Na dzisiaj zaplanowany był tekst o 'Jacku Stongu'. Jak widzicie jednak nie będzie o nim. Dlaczego? Wyobraźcie sobie, że poszłam do kina dzisiaj w środę o godzinie 10:30, wstałam specjalnie skoro świt i przeżyłam niesamowite rozczarowanie, przy kasie dowiedziałam się od sympatycznego pana, że przykro nam, ale nie ma już miejsc, 10 minut przed seansem. Kto by pomyślał, że w środę o takiej godzinie tyle ludzi wybrało się do kina. Tak też ' Jacka Stronga' nie obejrzałam, ale mam nadzieję, że nadrobię tą zaległość. 

Jednak nie pozostawię Was bez niczego i podzielę się z Wami  moim nowym odkryciem. Niedawno jeszcze przy okazji postu o 'Ani słowa więcej' żaliłam się Wam, że po obejrzeniu wszelkich możliwych odcinków 'Homelandodczuwam pewnego rodzaju pustkę, szybko jednak ją zapełniłam i znalazłam pocieszenie w ramionach 'Sherlocka'. Słyszałam o nim już dawno, ale jakoś będąc zrażona kinowymi wariacjami Sherlocka stworzonymi przez Guya Ritchiego, nie zrozumcie mnie źle,  obydwie części są niezłe, ale jakoś bez zbędnego entuzjazmu podchodzę do nich, oczywiście trzecią też obejrzę, ale jakoś nie zachęciły mnie do manii na Sherlocka. Postanowiłam jednak podjąć wyzwanie i spróbować tego serialu i powiem Wam, że jest świetny.


Chyba nie muszę Wam mówić o fabule. Kim jest Sherlock Holmes i Doktor Watson każdy wie. Czym panowie się zajmują raczej też. Serial ten przede wszystkim różni się od wspomnianej wcześniej kinowej wersji tym, że został przeniesiony do współczesnych czasów. Sherlock pisze smsy, googluje, jeździ taksówkami, ma stronę internetową, a doktor Watson prowadzi bloga ( to chyba mój ulubiony motyw) i chodzi do psychoanalityka, wszystkie kryminalne historie są dostosowane do współczesnych realiów, ale bazują na powieści Artura Conan Doyle i myślę, że właśnie to działa na ogromny plus tego serialu, przynajmniej mi się bardzo podoba. Nowe spojrzenie na stary dobrze znany pierwowzór.
Aktorzy wcielający się w postacie Holmesa i doktora Watsona sprawdzają się lepiej od tych z wersji Guya Ritchiego. Benedict Cumberbatch jest bardziej cyniczny i mniej przystępny od Robert Downeya Jr., a i doktor Watson grany przez Martina Freemana ( tak to Bilbo Baggins) doskonale dopełnia Sherlocka, nie będąc jedynie jego cieniem. To po prostu moim zdaniem bardziej pasujący do siebie i zgrany duet niż ten stworzony przez Roberta Downey Jr. i Juda Law. 
Pomimo, że to serial, to może się pochwalić formą prawie  filmową. Jeden odcinek trwa około półtora godziny, niestety na każdy z sezonów przypadają jedynie trzy odcinki. We wszystkim czuć klimat Wielkiej Brytanii w końcu to produkcja BBC, która jest naprawdę na światowym poziomie. Nawet 'New York Times' pochwalił tę produkcję.
No i na koniec mam dla Was dobrą wiadomość  TVP 2 wyemituje już niedługo wszystkie odcinki tego serialu. Na antenie będzie można go oglądać od 2 marca w każdą niedziele o godzinie 21:10.
Jeśli chcecie być na bieżąco z nowościami na books and movies zachęcam do polubienia profilu na facebooku.

niedziela, 9 lutego 2014

Wałęsa.Człowiek z nadziei


Zwlekałam i to długo z tym 'Wałęsą' najpierw przez ten wielki szum medialny, o tym filmie mówiono tyle, że aż robiło mi się nie dobrze i postanowiłam, że ja sama jakoś go przemilczę, a później to nie mogłam się za niego zabrać, tak jak to jest z tymi wszystkimi rzeczami, które musimy zrobić, a po prostu nam się nie chce ich robić albo wiemy, że wykonanie ich zajmie nam dużo czasu i w dodatku do przyjemności nie będzie należeć. Tak, tak właśnie było ze mną i 'Wałęsą'.Trudno jest pisać o ludziach legendach takich jak Andrzej Wajda i Lech Wałęsa.
Wszelkie newsy i doniesienia o pracach związanych z tym filmem jakoś mnie niezbyt interesowały. Dopiero zwiastun sprawił, że stwierdziłam, że może było by warto obejrzeć tego 'Wałęsę'. 
No i sama nie wiem czy jestem rozczarowana, czy może nie. Na pewno nie jakoś mile zaskoczona. Jest poprawnie i tyle.
Fabułę wszyscy znamy, ja z lekcji historii i innych źródeł historycznych, starsi po prostu pamiętają. Nihil novi . Wszystko zaczyna się w roku 1981 kiedy Wałęsa spotyka się z Orianą Fallaci w swoim mieszkaniu w Gdańsku i udziela jej wywiadu. Powoli zabiera ją i nas (widzów) w głąb swojej przeszłości. Widzimy jak aresztowany przez esbecję podpisuje cyrograf, aby zdążyć na porodówkę, strajki okupacyjne w stoczni, kolejne areszty, obrady Okrągłe Stołu, jest skok przez mur, legendarne 'nie chcę, ale muszę', Nobel, wszystko tak jak w notce encyklopedycznej. Ja miałam wrażenie, jakbym oglądała coś co już dobrze znam.
Zdecydowanie najbardziej na pochwały zasługuje Robert Więckiewicz. Cały jest Wałęsą od ubioru po mimikę, przez język ciała. Widać wyraźnie jak powoli powstawał Lech Wałęsa. Sceny z początku lat siedemdziesiąt, a ta podczas wywiadu z Orianą Fallaci ukazują wielki różnice, które widać gołym okiem. Ci dwaj Lechowie to zupełnie inni ludzie, a Więckiewicz zdecydowanie sprostał w ukazaniu tych różnic.
Trochę czuję niedosyt Agnieszki Grochowskiej. Wbrew pozorom mało jest Danuty w tym filmie, ale w końcu to film o Lechu. Jej rola niestety w głównej mierze sprowadza się do Matki Polki. Trochę szkoda.
Tak jak mówiłam przede wszystkim jest poprawnie. Film mimo wszystko ogląda się nie źle, pomimo uczucia przynajmniej mojego, że gdzieś już to wszystko widziałam i już to wszystko znam. Nie ma co liczyć na jakieś pranie brudów. Jest grzecznie i tyle. 

piątek, 7 lutego 2014

Ani słowa więcej


Skończyłam wczoraj trzeci sezon 'Homeland'. Przez ostatni tydzień codziennie minimum dwa odcinki oglądałam i co ja Wam będę mówić znacie zapewne te uczucie pustki po obejrzeniu wszystkich możliwych odcinków waszego ulubionego, bądź jednego z ulubionych serialów. Pogoda za oknem, ta szarość też nie poprawiała sytuacji, a już najbardziej dobijające było niskie ciśnienie, które sprawiało, że umierałam (tak tak się czułam). Pomimo, że już wybrałam kolejny serial, który chcę obejrzeć w najbliższym czasie, to nie miałam siły i odwagi, aby za niego się jeszcze zabierać, trzeba trochę odpocząć od seriali i dojść do siebie. W takim razie wzięłam się za 'Ani słowa więcej'.
Bardzo poprawił mi humor. Nie jest to film wybitny, nie jest to film, który zostanie w waszej pamięci na lata i który będziecie wspominać po latach, raczej szybko uleci z waszej głowy, Oscara i innych ważnych nagród raczej nie dostanie, co ważne jednak odnotowania był obecny na Włoskim Festiwalu Filmowym i Camerimage.  Ogląda go się przyjemnie , nie nuży i dłuży się, trwa tylko półtora godziny, no i to ostatnia rola Jamesa Gandolfini, legendarnego Toniego Soprano. 
O czym jest? Główna bohaterka Eva w tej roli Julia Louis-Dreyfus jest sympatyczna pięćdziesiąt letnią samotnie wychowującą córkę kobietą. Już dawno chyba przestała wierzyć w miłość na całe życie. Zmęczona życie nie bawi się w 'teatrzyk', zrzuciła maskę i jest sobą. Na co dzień z racji swojego zawodu-jest masażystką użera się z masą dziwacznych klientów, gadających zdecydowanie za dużo i z nieświeżym oddechem. Pewnego razu poznaje Alberta, faceta całkiem nieatrakcyjnego, ale sympatycznego i zabawnego, w tej roli wspomniany wcześniej James Gandolfini. Pierwsza, druga, trzecia randka mija i jest fajnie i miło. Czy to nie szczyt marzeń? 
Jednak Eva odkrywa, że nie jest tak kolorowo. W tym samym czasie i tym samym miejscu, gdzie spotkała Alberta, poznała również Marianne w tej roli Catherine Keener znana między innymi z 'Gotowych na wszystko'. Szybko trochę szalona i pokręcona Marianne, w końcu to artystyczna dusza-poetka staje się klientką i przyjaciółką Evy. Jaki jest problem? Taki, że Marianne to była żona Alberta. Pani dosyć często prowadzą pogawędki o mężczyznach, więc i w nich nie może zabraknąć miejsca dla Alberta, a była żona wyjątkowo jest na niego cięta i bez litości wytyka jego wszystkie wady.  No i wtedy pojawiają się wątpliwości, bo w końcu może ona ma rację? Może on naprawdę jest beznadziejny? 
Jest humor, pewien urok, zwykli i przeciętni mili ludzie, bez złudzeń i lukrowania. Nie jest to komedia na której będzie się śmiać, jak na 'Millerach', ale również poprawia humor.