czwartek, 13 lutego 2014

Ona


Od samego początku miałam problem z tym filmem. Najpierw dręczyło mnie pytanie, czy warto go obejrzeć czy nie. Może to głupie, ale strasznie spodobał mi się plakat. Joaquin Phoenix wygląda na nim naprawdę dobrze (przynajmniej dla mnie), znalazłam sobie drugiego po Ryanie Goslingu ulubionego przystojniaka w Hollywood. Te pięć nominacji do Oscarów i zdobyte trzy Złote Globy też przemawiało zdecydowanie na korzyść tego filmu. Jednak po obejrzeniu trailera zadałam sobie pytanie serio? naprawdę ten film jest o tym? i ma aż tyle nominacji do Oscara i trzy Złote Globy, prawie same pozytywne recenzje i jeszcze niby według filmwebu 87 % w moim guście. Nie pozostało mi nic innego jak to sprawdzić.
Obejrzałam i mądrzejsza nie jestem. Spokojnie zaraz Wam wszystko wyjaśnię.
Zacznę od fabuły. Główny bohater Theodore w tej roli wspomniany wcześniej Joaquin Phoenix jest singlem, niedawno rozstał się z żoną, stracił również pracę w opiniotwórczej gazecie i teraz pisze romantyczne listy w imieniu klientów pracując dla portalu BeautifulHandwittenLetters.com. Jest w tym naprawdę dobry, potrafi wyznawać obcym ludziom miłość, jakby ich naprawdę kochał, wspomina wspólne chwile z życia tych osób, tak jakby je znał od lat.  
Chyba każdy z nas nie wyobraża sobie życia bez komputerów i Internetu. Obojętnie, jak wiele czasu spędzamy przed ekranem, każdy jest świadom, że dzisiaj prawie wszystko można załatwić przez Internet nie wychodząc z domu i coraz częściej korzystamy z różnych takich danych nam możliwości. Skoro coraz więcej czasu spędzamy w Internecie, to czemu nie poszukać by swojej drugiej połówki w Internecie? 
Coraz bardziej popularne są portale randkowe, a i niektórzy używają serwisów społecznościowych w tych celach. Sama nigdy nie korzystałam z takich usług, nie znam osobiście żadnej pary, która by tak się poznała, ale wiem, że takich par jest wiele. Całkiem normalna sprawa. Gdyby powstał o tym film nie było by w tym nic dziwnego. Ale film w, którym główny bohater instaluje na komputerze nowoczesny system, który poznaje potrzeby użytkownika i stara się je zaspokajać, a przy tym jest niesamowicie inteligentny i w tym przypadku ma głos Scarlett Johansson (niektórzy uznają, że to niezwykle seksowny głos, nie mi to oceniać, wolę męskie) i zakochuje się w tym systemie dziwna sprawa, co nie? 
Ja jakoś nie mogę sobie wyobrazić takiego systemu, nie mówiąc już o miłości do tylko 'głosu', który wydawać by się mogło, że nas dobrze zna. Być z kimś bez ciała, kimś kogo nie dotkniesz, poczujesz, kogoś kto cię nie przytuli. Koszmar? Dla mnie chyba tak. Chociaż nie ukrywam, że i taka sytuacja może mieć jakieś plusy, chyba rodzi to mniej powodów do kłótni. Ale co to za związek? 
Na szczęście Spike Jonze nie stara się nas uczyć, nie ocenia. Pokazuję nietypową parę, tak jakby była całkiem normalną parą. Stawia znak równości nad światem realnym, a wirtualnym. Dopiero zakończenie daje nadzieję, pokazuje, że niestety, ale emocji i miłości nie da się zamknąć w świecie wirtualnym, że może i krótkotrwale to może być przyjemne, ale na dłuższą metę  może przynieść tylko i wyłącznie rozczarowanie.
Nie wiem na ile to wszystko jest futurystyczne, na ile będzie prawdziwe za jakiś czas, a na ile to bujdy i z tym mam największy problem. Dla mnie to trochę abstrakcyjne, ale kto wie, co się stanie za kilka lat ?
Joaquim Phoenix naprawdę sprawdza się w swojej roli. Co prawda nie ukrywam, że Theodore trochę mnie wkurza, dla mnie jest zbyt naiwny, wydaje się latać nad ziemią, a nie stąpać po niej. Może to urok miłości? Mam nadzieję.
Czy polecam? Raczej tak, zobaczcie i sami się przekonajcie i ustosunkujcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz