poniedziałek, 31 marca 2014

Wyznanie Crossa


Oszalałam. Tak dokładnie pomyślałam, kiedy sięgnęłam po tę książkę. Już wyjaśniam Wam dlaczego. Zawsze śledzę nowości i bestsellery książkowe, co nie oznacza, że zawsze po nie sięgam. Przeważnie zwlekam, aż minie szał na coś, tak było między innymi ze Stigiem Larssonem i 'Trylogią Millenium'. Od kiedy przekonałam się, że te bestsellery to naprawdę 'fajne' pozycje staram się szybciej reagować na nowe.

Jakoś dawno temu od kiedy zaczął się szał na Greya, sięgnęłam po tę książkę. I nie przypadła mi do gustu. Nie chodzi o wstyd czy zażenowanie czy skrępowanie. Przede wszystkim wyjątkowo irytowała mnie główna bohaterka. Ciągle tylko użalała się nad sobą, jaka to jest beznadziejna, a ten Grey świetny. Ileż można? Do tego ten język, grafomaństwo, że aż szok. Źle mi się to czytało oj źle.

Jakiś czas temu będąc w bibliotece sięgnęłam po 'Wyznanie Crossa'. Przeważnie wcześniej zamawiam książki przez internet i w bibliotece tylko je odbieram, ale akurat tego dnia jakoś tego nie zrobiłam. I zaczęłam przeglądać półkę z nowościami . Zrobiłam test pierwszej strony. Pamiętacie, jak wspominałam o nim pisząc o 'Szelmostwach niegrzecznej dziewczynki'? Przeszła ją. 

Byłam wyjątkowo zniechęcona do tak zwanej 'literatury erotycznej' przez nieudane pierwsze podejście do 'Pięćdziesiąt twarzy Greya', kto wie może nie ostatnie. 

W domu dotarło do mnie, że to trzecia część. Zaczynać od trzeciej? Słabo, ale wcale tak nie było. Fakt, że nie wiem jak Eva, główna bohaterka i on-Gideon Cross nie przeszkodził mi na poznawanie dalszego ciągu ich przygód. Pomimo tego, że główna bohaterka też od czasu do czasu narzeka na mankamenty swojej urody i chwali tą Crossa, nie robi tego zdecydowanie tak nachalnie, jak wspomniana wcześniej z konkurencyjnej książki. 

Będę z Wami szczera, ta książka jest o niczym tylko i wyłącznie o seksie. Gdzieś tam coś się dzieje, jest jakaś fabuła, ale nie za wiele, bo wolno rozgrywa się akcja dotycząca związku Evy i Gideona i perypetii z tym związanych. Co nie oznacza, że oceniam ją źle.

Mi od samego początku przypadła bardziej do gustu niż 'legendarny już Grey'.  Przede wszystkim przez głównych bohaterów, no i język. Zdecydowanie lepiej się tę książkę czyta. W moim przypadku miała szczęście ta książkę, bo prawie całą przeczytałam w pociągu. Podejrzewam, że w innych okolicznościach nie popatrzyłabym na nią tak przychylnie. A w tych naprawdę mnie zajęła i jakoś umiliła podróż. Myślę, że skuszę się również na pierwszą i drugą część.

Polecam, jako lekturę na oderwanie. Szczególnie fankom Greya, aby porównać lub wypełnić pustkę i tym nieprzekonanym jak ja wcześniej, może Cross bardziej Was przekona od Greya? Mnie przekonał.

sobota, 29 marca 2014

Pentagram


Dzisiaj swoje urodziny obchodzi Jo Nesbo. Jeden z  moich ulubionych autorów kryminałów.  Zresztą chyba nie macie co do tego wątpliwości często o nim piszę. A dzisiaj napiszę Wam o jednej z moich ulubionych części cyklu o Harrym Hole. Tak mam dwie ulubione, a o to jedna z nich. Pisałam już o 'Czerwonym gardle''Karaluchach' i 'Trzecim kluczu' dzisiaj będzie o 'Pentagramie'.

A co dzieje się w tej części ? Jak wiecie Harry Hole ma problemy z alkoholem, tym razem silniej dają one o sobie znać. Jego szefowie pomimo wielkiego szacunku do jego talentu do rozwiązywania kryminalnych zagadek mają już dość jego pijaństwa, więc składają mu wymówienie. Nasz komisarz ma jednak szczęście, bo trwa okres urlopowy i brakuje policjantów, więc Harry zostaje jeszcze przydzielony do rozwiązania jednej zagadki. Śledztwo te prowadzi Tom Waaler, niezbyt lubiany przez niego kolega. W dodatku podejrzewany przez Harrego o zabójstwo Ellen Gjelten koleżanki policjantki. Niestety ciągle brak dowodów.

Tym razem Harry tropić będzie specyficznego seryjnego morderce, który upodobał sobie odcinanie palców swoich ofiar. Każdej kolejnej inny palec. Dodatkowo na miejscu zbrodni zostawia znak-pentagram. Dziwnym przypadkiem Harry odkrywa, że miejsca zbrodni zaznaczone na mapie tworzą kształt pięcioramiennej gwiazdy.

Nie chcę Was zanudzać kolejnymi pozytywnymi opiniami na temat mistrzowskiej kreacji kryminału. Jo Nesbo opanował ją doskonale. Wszystkie część cyklu o Harrym Hole, który dotychczas przeczytałam, czyli osiem na dziesięć robią naprawdę doskonałe wrażenie i czyta się je świetnie. Ta dodatkowo jest jedną z tych dwóch moich ulubionych. 

W tej części oprócz walki z nałogiem i nad rozwiązaniem kolejnego śledztwa, Harry musi dodatkowo poradzić sobie z utratą koleżanki i partnerki zawodowej, a jak wiecie każde strata jest dotkliwa. 

Oczywiście gorąco polecam, a Jo Nesbo z okazji urodzin życzę spełnienia wszystkich marzeń oraz napisania wielu kolejnych świetnych książek.

czwartek, 27 marca 2014

Need for Speed



Zacznę od tego, że chciałabym przyznać się Wam do błędu. Przygotowując wpis o marcowych premierach filmowych pominęłam 'Need for Speed'. Wszystkie znaki na niebie wskazywały na to, że z tego filmu nic dobrego nie będzie. Pomysł zrobienia filmu na postawie gry komputerowej wydał mi się od razu bezsensem. Sądziłam, że to nie może się udać, a jednak wyszło dobrze.

Sam film to historia Tobey'ego Marshalla byłego kierowcy rajdowego, zajmującego się dzisiaj tunningiem. Pieniądze jednak z tego biznesu nie zawsze wystarczają na pokrycie kosztów prowadzenia warsztatu, więc Tobey od czasu do czasu bierze udział w ulicznych wyścigach, oczywiście nielegalnych. Szansą na pozyskanie duże sumy pieniądze staje się dla Tobeya propozycja Dina Brewstera, byłego rywala głównego bohatera. Musi tylko naprawić Shelby'ego Mustanga, a dwa miliony dolarów będą jego. Przystaje na tą propozycję.

Fabuła nie jest może jakaś wybitna, ale trzyma się kupy. Jest spójna i przemyślana. Co w tego typu filmach należy do rzadkości. Mamy motyw zemsty, miłość, rywalizację to zawsze dobrze wygląda na ekranie i wciąga.

Aktorstwo? Też na poziomie, mimo tego, że w główne role wcielają się aktorzy nie znani szerokiej publiczności. Co prawda w rolę Tobeya wciela się dobrze znany z serialu 'Breaking Bad' Aaron Paul.

Nie sposób nie wspomnieć o efektach specjalnych. Duża część tego filmu to wyścigi. I powiem Wam, że one skradły moje serce, fajnie się je oglądało. Dynamiczne, kręcone też z lotu ptaka. Dla mnie wielką przyjemnością było patrzenie na te wszystkie samochody i słuchanie ryku ich silnika.

Mimo, że scen wyścigów jest dosyć dużo, to nie nużą , ani nie męczą. Są umiejętnie przeplatane dialogami i innymi scenami.

Dodatkowy plus za wykorzystanie utworu Linkin Park 'Roads Untraveled'.

Czy polecam? Tak, to lekka, miła dla oka i dynamiczna produkcja. Zdecydowanie pozytywnie zaskakuje. Sądzę jednak, że w głównej mierze spodoba się  miłośnikom szybkich samochodów.

wtorek, 25 marca 2014

Orange is the New Black

Pozostajemy w tematyce więziennej. Jak wiecie już tak mam, że uwielbiam seriale. Na szczęście przez długi okres czasu nie śledziłam większości z nich, dlatego teraz nadrabiam hurtowo. Zawsze jest w trakcie oglądania któregoś. Ostatni był 'Homeland' i 'Sherlock', później bacznie śledziła drugi sezon 'House of Cards' szkoda, że trzeba na kolejny czekać cały rok, gdzieś tam jeszcze pomiędzy przewinął się trzeci sezon 'Girls'. Zachwycona 'House of Cards' postanowiłam zainteresować się inną propozycją platformy Netflix, która stworzyła 'House of Cards', a mianowicie teraz moje wieczory wypełnia 'Orange is the New Black'.

Główna bohaterka tego serialu Piper Chapman, dobrze sytuowana mieszkanka Brooklynu zostaje skazana na karę piętnastu miesięcy pozbawienia wolności za przestępstwo sprzed dekady. Brutalny więzienny  świat zdecydowanie nie przypomina tego dobrze jej znanego i do którego jest przyzwyczajona.

Smaczku dodaje fakt, że cała ta historia została oparta na autentycznych wspomnieniach Piper Kerman, nawet została wydana książkach pod tytułem 'Dziewczyny z Danbury. Orange is the New Black' autorstwa Piper Kerman. Myślę, że w jakiejś bliższej, bądź dalszej przeszłości również po nią sięgnę, a i po dzielę się z Wami opinią. Porównam.
Świat więzienia tak bardzo mi odległy i abstrakcyjny (zresztą dla Piper też takim był) z każdą minutą szokuje, zadziwia, czasami nawet śmieszy. Bywa czasami brutalnie, nie miło, ale też i zabawnie. Pomimo tego, że główna bohaterką jest Piper poznajemy również historie innych dziewczyn odsiadujących tam swoją karę. Często pokręcone i trudne, dzięki temu wczuwamy się w ich życie, czujemy co one przeżyły, zaczynamy im kibicować i współczuć. 

Oczywiście podejrzewam, że pewnie to wszystko nie ma za dużo wspólnego z prawdziwym więzieniem, a szczególnie w polskich realiach. Muszę jednak stwierdzić, że to naprawdę ciekawa i 'świeża' produkcja. 

Co ciekawe w USA to właśnie 'Orange is the New Black' cieszył się większą popularnością niż 'House of Cards'. Mimo braku reklamy i znanych nazwisk, czego nie można powiedziec o 'House of Cards'. W Polsce wydaje mi się, że jest odwrotnie.  

Ja w każdym bądź razie polecam Wam obydwa. 

PS. Mi wyjątkowo do gustu przypadła również piosenka z czołówki. Nie mogę się powstrzymać i przy każdym odcinku ją podśpiewuję.

niedziela, 23 marca 2014

Skazani na Shawshank


Dzisiaj będzie o 'Skazanych na Shawshank'. Dlaczego? Są dwa wyjątkowo błahe powody, ale w końcu każdy powód jest dobry. Pierwszy to fakt, że zobowiązałam się do tego, aby przypominać Wam te starsze filmy. A drugi jest jeszcze bardziej prozaiczny, w najbliższą środę (26.03) 'Skazani na Shawshank' pojawią się w TV, a dokładnie na TVP 1 o godz.20.20. 

Skoro już się wytłumaczyłam, to przejdźmy do początku. Film ten jest adaptacją opowiadania Stephena Kinga. Coś ten King często ostatnio się pojawia na books and movies i nie tylko. Główny bohater 'Skazanych na Shawshank' Andy Dufresne to bankier, niesprawiedliwie skazany na dożywocie. Będzie musiał przystosować się jakoś do życia w brutalnym świecie rządzonym przez więzienne prawa.

W rankingu mojego ulubionego portalu filmowego-filmwebu 'Skazani na Shawshank' królują, zajmując pierwsze miejsce wśród najlepszych filmów (zresztą na IMDB również). Pomimo całej sympatii i jak najbardziej pozytywnych moich odczuć co do niego, to do końca nie rozumiem, fenomenu tego filmu, dlaczego właśnie on jest tym numerem jeden? 

Może to fakt, że od pierwszej sekundy identyfikujemy się z głównym bohaterem. W końcu każdy z nas może zostać oskarżony niesprawiedliwie. Widzimy jego walkę o wolność i swoje prawa, o to co nam się należy. Nikt nie lubi niesprawiedliwości. 

A może to uczucie współczucia? Wiadomo dożywocie nie jest czymś o czym byśmy marzyli. A Andy traci podwójnie, bo oprócz kary dożywocia, karą dla niego również jest utrata dotychczasowego życia. Życia, które jawiło się, jak z bajki.

Więzienie to świat, który rządzi się swoimi prawami. Świat oszustw, perfidii, gdzie wydawać by się mogło, że nie ma miejsca na ludzkie odruchy. Jednak Andiemu udaje się zdobyć sympatię strażników czarnoskórego Reda w tej roli Morgan Freeman. A wszystko przez wykształcenie i skromność. Szczególnie ujmująca jest właśnie przyjaźń z Redem. Dwóch wydawać by się mogło zupełnie nie pasujących do siebie mężczyzn, potrafi stworzyć niesamowicie silny związek i to w takim miejscu, jak więzienie. Obydwaj walczą z nudą i monotonią, umilając i urozmaicając życie współwięźniom. 

Najbardziej ujmująca jest niezłomność Andiego. Znosi wszystko co przyniesie mu los. Nawet to co jest najbardziej brutalne. Nie wiedząc, że los kiedyś się odwróci, a wszystkie cierpienia zostaną wynagrodzone.....

Jeszcze raz polecam ten klasyk.

PS. Nie wiem, czy wiecie, ale według opowiadania Kinga Red był rudym Irlandczykiem.

piątek, 21 marca 2014

Dziewczyna z tatuażem

Podchodziłam do tego filmu, jak do jeża, czyli bezwzględnie go omijałam. Dlaczego? Sprawa jest prosta. Zbyt bardzo kocham książkową wersję sagi Millenium Stiega Larssona. To od Larssona zaczęła się moja miłość do kryminałów.  Niesamowicie silna i zupełnie nie słabnąca.

Nie lubię powielać, to znaczy, jeśli czytałam książkę, to staram się nie oglądać filmu i na odwrót. Dlaczego? Sprawa znowu jest prosta, kiedy znamy już historię cała frajda z oglądania znika w zastraszającym tempie. Są wyjątki od tej reguły, chociażby 'Kamienie na szaniec'.

Daniel Craig, który usypiał mnie w Bondzie w roli mojego ukochanego Mikaela Bloomkvista. Nic dobrego z tego nie może wyjść.

Myliłam się, film jest naprawdę w porządku. Co najważniejsze oddaje klimat książki. Moim największym problemem z nim jest fakt, że znałam już przedstawioną historię, a znając ją nie mogłam się wciągnąć w tę zagadkę. 

Mimo tego, że Daniel Craig nie przypomina Mikaela Bloomkvista z moich wyobrażeń, a Robin Wright też nie jest Eriką z mojej wizualizacji, jak ją zobaczyłam od razu pomyślałam sobie: o cześć Claire, ty też tu grasz ? Dla mnie ona już chyba na zawsze pozostanie Claire Underwood z 'House of Cards'. Lisabeth Salander u mnie była trochę bardziej kobieca. Ale cała reszta idealnie oddaje klimat tej książki. Mały domek na odludziu, jezioro, sroga zima i ten brak zasięgu. 

O historii i bohaterach nie będę Wam pisać, bo zrobiłam to w przypadku książki. Pochwalę jedynie Finchera za to, że naprawdę dobrze oddał klimat i zbudował napięcie tej książki. Wciąga niczym pająk w swoją sieć, tak samo, jak Larsson. Dla mnie w pojedynku z książką przegrywa, ale pewnie nawet gdyby Fincher i Craig stanęli nago na głowie to i tak wybrałabym książkę. Była pierwsza i tyle. 

Film polecam, szczególnie na chłodny zimowy wieczór. Co prawda zimę mamy chyba za sobą, ale kto wie może jeszcze powróci?

PS. Obejrzałam go tylko dlatego, że leciał w TV. Moje podejście do niego, jak do jeża pewnie by nie uległo zmianie jeszcze długo.

środa, 19 marca 2014

Brzemię rzeczy utraconych


Indie od zawsze kojarzyły mi się ze przepysznym smakiem curry i boolywoodzkimi produkcjami, które nie cieszyły się moją sympatią. Do 'Brzemię rzeczy utraconych' przekonały mnie dwie rzeczy- Nagroda Bookera oraz pozytywna opinia osoby z którą przeważnie mój gust się pokrywa. 

Nie będę ukrywać ilekroć sięgałam po tę książkę czułam niesamowite znużenie. Nie czytało mi się jej miło, łatwo i przyjemnie. Ale chyba jestem lekką sado-masochistką (jakkolwiek by to zabrzmiało), bo nawet jeśli jakaś książka niekoniecznie przypada do mojego gustu, a jestem w jej posiadaniu i podjęłam się próby jej przeczytania to zawsze czytam do końca. Od deski do deski. Nie omijam nudnych opisów, nawet w 'Nad Niemnem' czytałam opisy przyrody. Nie wyobrażam sobie 'omijania'. Daję jej szansę, a nóż akcja rozwinie się pod koniec, a nóż coś zyska sens po sam koniec. 

To historia Indii i jej mieszkańców w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku-szesnastoletniej Sai osieroconej przez rodziców i wychowanej przez dziadka, kucharza i jego syna Bidźu, które 'amerykański sen' okazuje się być koszmarem. A wszystko na tle społecznych i politycznych przemian w Indiach.  To również czas zamieszek  i konfliktów na tle narodowościowym, a dla głównych bohaterów również poszukiwania własnej tożsamości.

'Brzemię rzeczy utraconych' to ciekawy, nieznany obraz Indii, pokazany przez pryzmat zwykłych przeciętnych ludzi. Ich problemy, bolączki, marzenia, niespełnione nadzieje. Dla mnie to interesujące spotkanie z tak odległą kulturą.
Pełna ciepła, a zarazem i nienawiści, nie dająca złudzeń, a zarazem wypełniona marzeniami. Różnorodna i złożona, jak indyjska kultura.

poniedziałek, 17 marca 2014

Joyland

Rok 2014 z całą pewnością będzie należał do Stephena Kinga. W tym roku na półkach w księgarniach pojawią jego dwie nowe powieści. Pierwsza z nich 'Mr Mercedes' już 4 czerwca, druga 'Revival' pojawi się najprawdopodobniej w listopadzie. Jakoś tak chyba instynktownie sięgnęłam po raz pierwszy po prozę Kinga. Było to 'Dallas 63'. Znacie już moje wrażenia z nią związane.  Nie skończyło się na jednym pierwszym razie i dzisiaj przedstawię Wam inną książkę autorstwa mistrza grozy. Tym razem będzie to 'Joyland'.

Akcja 'Joylandu' ma miejsce w lunaparku, pozornie kolorowym miejscu rozrywki dla całej rodziny. To tylko pozory. Mnie przyznam się szczerze, że zawsze wesołe miasteczka lekko przerażały. Teraz upewniłam się w tej teorii. 

Jednak książka ta w głównej mierze dotyczy dorastania i miłości. Wątek grozy stanowi jedynie tło. 

Główny bohater Devin Jones trafia do lunaparku, aby zapomnieć o dziewczynie, która złamała mu serce. Wakacyjna przygoda (praca miała być na wakacje) zdecydowanie się przedłuży i nic już nie będzie takim samym. Będzie musiał zmierzyć się z morderstwem sprzed lat, dokładnie pozna świat umierającego dziecka, a i jego życie uczuciowe ulegnie zmianie.

Zagorzałych fanów Kinga ta pozycja zdecydowanie rozczarowała. Czekali na to, że będę mogli się znowu bać, bać przewrócić kolejną kartkę, a tu nic z tego. Są duchy, jest pewna mroczna historia z przeszłości ( nie opowiadam Wam jej, żeby nie zepsuć Wam lektury), ale w głównej mierze to naprawdę ciepła obyczajowa historia napisana naprawdę dobrze. Kiedy chcemy czytać każdą kolejną stronę, kiedy nie czujemy znużenia to naprawdę połowa sukcesu. 

Jeśli chcecie się zabawić to zapraszam do 'Joylandu', a ja z wielką niecierpliwością czekam na kolejne nowe powieści Kinga.

sobota, 15 marca 2014

Tajemnica Filomeny


Trochę to już wyświechtane powiedzenie, ale mówi się, że najlepsze historie pisze życie. I coś w tym jest. Historie pisane przez nasze życie często są bardziej pokręcone i nieprawdopodobne niż te wymyślane przez scenarzystów czy pisarzy. Ciągle mam w pamięci cykl filmów nazywanych 'Okruchy życia', który to właśnie przedstawiał różne historie z życia wzięte. To właśnie te filmy zbliżały moją rodzinę przed TV, wzruszały nas i rozśmieszały,zaskakiwały i wywoływały konsternację. Bez efektów specjalnych, bez wielkiej reklamy. W nich liczyła się opowiedziana historia.

Tak też jest w 'Tajemnicy Filomeny'. Filomena, obecnie starsza pani, zagrana przez fenomenalną Judi Dench, skrywa pewną tajemnicę, której przez pięćdziesiąt lat nikomu nie zdradziła. A mianowicie jako nastolatka zaszła w ciążę, rodzina ją wyklęła, a schronienie znalazłam w klasztorze w, którym panowały rygorystyczne zasady. Poród jej okazuje się być bolesnym, dodatkowo uczucie bólu potęguje fakt, że dziecko Filomeny zostaje jej zabrane i oddane do adopcji. Po pięćdziesięciu latach kobieta postanawia odszukać swojego syna. Pomaga jej w tym dziennikarz polityczny, w tej roli Steve Coogen. 

Tytułowa tajemnica nie odnosi się tylko do sekretu Filomeny, ale również do sekretów utrzymywanych za murami kościoła przez zakonnice. Mało kto z postronnych osób wiedział o procederze handlu dziećmi. 

Konflikt światopoglądowy pomiędzy Filomeną, a Martinem ( tak ma na imię ten dziennikarz), zwracają naszą uwagę, zadając pytanie, a Ty co byś zrobił ? Wybaczył miłosiernie tak jak Filomena, mimo wyrządzonych krzywd i zaznanego cierpienia, bo przecież to kara za grzech rozpusty. Czy tak jak Martin pytałbyś, dociekał i starał się udowodnić, że zostałeś skrzywdzony.

Mnie 'Tajemnica Filomeny' mile zaskoczyła. Spodziewałam się nudnej historyjki. A zobaczyłam film, który mnie poruszył, momentami rozśmieszył. Kilka razy już odpierałam zarzuty dotyczące rozwoju akcji w tym filmie. Najbardziej mnie rozbawił ten, że przez pierwsze półtorej godziny tego filmu nic się nie dzieje. Kochani, ten film trwa tylko półtorej godziny. I moim zdaniem dzieje się. Oczywiście akcja nie jest tak szybka, jak w filmach akcji, ale umówmy się najprawdopodobniej w większości przypadków to film, który przypadnie do gustu innym niż fani kina akcji. 

Jeszcze raz polecam.

czwartek, 13 marca 2014

Witaj w klubie


Długo kazano nam czekać na polską premierę 'Dallas Buyers Club'. Pomimo nominacji do Oscara. Film w Polsce trafi do kin prawie dwa tygodnie po tej gali. Powiem Wam jednak, że warto było czekać. Jak zapewne się domyślacie  będę dzisiaj chwalić, bo był to mój tegoroczny faworyt w najważniejszej kategorii wspomnianej powyżej nagrody, czyli najlepszy film. 

A o czym jest 'Witaj w klubie'? O AIDS i walce z tą chorobą. Brzmi nieciekawie. Też tak sądzę. Do czasu kiedy zobaczyłam ten film, jakiekolwiek próby połączenia tej choroby ze stworzeniem filmowego obrazu kojarzyły mi się z dosyć nudnymi filmami puszczanymi najczęściej w szkole na lekcjach wychowania do życia w rodzinie czy wychowawczych. Tamte filmy miały inny cel, a mianowicie uświadamiać, a nie podobać się. Inaczej jest z 'Witaj w klubie', chodź myślę, że on też spełnia w jakimś stopniu funkcję uświadamiającą.

Skoro już ustaliliśmy, że temat AIDS nie jest zbyt wdzięczny, domyślacie się zapewne, że Jean-Marc Vallee podjął się karkołomnego zadania. Historia przez niego przedstawiona jest całkowicie autentyczna. Ron Woodroof, w tej roli genialny Matthew McConaughey, doskonała rola i zasłużony Oscar, naprawdę mieszkał w Teksasie, był elektrykiem i kowbojem, nadużywał alkoholu i narkotyków, nie stronił też od prostytutek. Jednego dnia wszystko się zmieni przez przypadek, a właściwie wypadek w pracy, kiedy trafi do szpitala dowie się, że ma AIDS i został mu tylko jeden miesiąc życia.

Ron, tak jak każdy z nas, a przynajmniej na pewno ja nie poddaje się. To macho i kowboj. Rozpoczyna walkę o leki. Zrobi wszystko, aby zostać jednym z testerów-AZT, specyfiku, który właśnie wkroczył w fazę testów. Ponieważ w legalny sposób nie udaje mu się tego wywalczyć. Wyrusza do Meksyku w poszukiwaniu jego. Szybko okazuje się, że zdobyty przez niego medykament nie jest jednak skuteczny. Jednak lekarz podsuwa mu inny lek, całkiem bezpieczny, tylko, że nie dostępny w USA. Ron jak przypadło na zaradnego faceta, wpada na genialny pomysł, sprowadza dozwolone ilości tego leku, a potem je sprzedaje. Oczywiście nie wszystkim. Tylko członkom założonego przez niego klubu. Leki tak naprawdę są za darmo, trzeba jedynie uiszczać składkę członkowską. W całym przedsięwzięciu wspomaga mu Rayon nowo poznany w szpitalu transwestyta. 

W rolę Rayona wciela się genialny Jared Leto. Bardzo zasłużony również Oskar. Co ciekawe wyobraźcie sobie, że Jared sam  'charakteryzował' się do tej roli. Na plan przychodził już tak 'zrobiony'.

Istotą tego filmu jest tak naprawdę właśnie ten problem braku dostępu do leków. Bezradności i niemocy pacjentów. Prawa, które blokuje używanie skutecznych leków, które istnieją już. Aresztuje się tych, którzy walczą o swoje prawa. Poddawanie leków, które wyniszczają pacjentów. Nieuleczalnie chorzy i chory system.

Całą historią poznajemy  z perspektywy Rona. Widzimy jego niesamowitą przemianę. Postęp choroby, jak z jednego z wielu kowboi, szanowanego i lubianego, staje się wyrzutkiem, bo przecież choruję na 'chorobę pedałów', bo tak panowie myślą o AIDS. Sam zaczyna inaczej patrzeć na innych. On też był jednym z homofobów, jak jego 'koledzy'. Dopiero poznanie Rayona-transwestyty i bliższe spotkanie z tym środowiskiem zmienia jego poglądy.

Mimo poważnego tematu, nie brakuje w 'Witaj w klubie' humoru. Jest go wręcz dosyć dużo. Nie ma również mowy o jakimś patosie.

To rola, która zdecydowanie zmieni wasze spojrzenia na Matthew McConaugheya, który z aktora filmów klasy  B i romantycznych komedii, w końcu wciela się w doskonałą dramatyczną rolę. Jednego bądźcie pewni.To już nie ten sam Matthew.

Jeśli planujecie w ten weekend wybrać się do kina to zdecydowanie polecam 'Witaj w klubie'.

wtorek, 11 marca 2014

Idy marcowe


Jeśli jesteś fanem Ryana Goslinga lub Georga Clooneya, a może oglądasz namiętnie 'House of Cards', to 'Idy marcowe' na pewno Ci się spodobają. 

Nie wiemy, tego na pewno, ale wszystko na to wskazuje, że historia ta wydarzyła się na prawdę, gdyż scenariusz tego filmu powstał na podstawie sztuki autorstwa Beau Willimon, który niegdyś pracował przy kampanii prezydenckiej z ramienia amerykańskiej Partii Demokratów.

Mike Morris w tej roli George Clooney jest kandydatem na prezydenta. Jak to przeważnie bywa, na jego sukces nie pracuje sam, pracuje na niego cały sztab specjalistów. Wyróżnia się w nim Stephen Meyers (Ryan Gosling). Młody, ambitny, przystojny, w drogim garniturze, typowy karierowicz. Bije od niego zaangażowanie, elokwencja, wiara w idee o których mówi.

Jego problemy zaczynają się w momencie, kiedy przez przypadek pozna tajemnicę młodej stażystki (Eva Rachel Wood), a i konkurencja zacznie o niego zabiegać. No i co wybrać? Czym się kierować? Jak lew zabiegać o swoją karierę, a może rozdmuchać jakąś aferę, no i te wyrzuty sumienia, które nie dają o sobie zapomnieć. Kiedy próbuje się z wykręcić z tej sytuacji, dopiero otwierają mu się oczy, jak bardzo 'zły' jest świat polityki, jak wiele zakłamanych osób ma wokół siebie. Kłamstwa ubrane w doskonale dopasowane garnitury i oświetlane przez kamery. Tak taka jest polityka. 

Z 'Id marcowych' nie dowiemy się, jakiego wyboru dokona Stephen. Będziemy jednak świadkami, jak młody karierowicz spełni swoje marzenie, będzie mógł się uczyć od najlepszych w tej branży. Czy będzie dzięki temu szczęśliwszy? Na pewno bogatszy w doświadczenia.

Przyznam się, że podchodzę z rezerwą do aktorów, którzy biorą się za 'reżyserkę'. W tym przypadku nie jest inaczej. Bo pomimo, że historia całkiem ciekawa, Gosling i Seymur-Hoffman dobrze sprawdzają się w swoich rolach. To 'Idy marcowe' są po prostu przyzwoite. Nie są tak krwiste i wyraziste, jak żeberka kochane przez Franka Underwooda z 'House of Cards'.

Czy polecam? Raczej tak, ale nie spodziewajcie się nie wiadomo czego po nim.

PS. No i zawsze miło popatrzeć na Goslinga.

sobota, 8 marca 2014

Dzień kobiet


To dosyć banalny wybór na dzisiejszy dzień. Wybaczcie, ale pomyślałam, że jeśli dzisiaj o nim nie napiszę, to zapewne nigdy tego nie zrobię. 

Polskie kino jest jakie jest. Zawsze jednak krzywdzące wydają mi się opinie słyszane z różnych ust, że' polskie filmy mnie nie interesują'. Od jakiegoś czasu staram się mimo wszystko zachęcać poprzez bloga i nie tylko do polskich filmów. Nie wszystkie są 'genialne', ale myślę, że i wśród tych amerykańskich i nie tylko amerykańskich produkcji znajdziemy też gorsze od naszych.

Wszyscy lubimy robić zakupy w Biedronce i to nie zapewne przez wyjątkową jakoś towaru, który tam znajdziemy, ale przez ceny, które są przeważnie dużo niższe niż w innych sklepach. I pomimo, że w filmie sklep w, którym pracuje główna bohaterka nazywa się 'Motylek' wszyscy nie mamy wątpliwość, że jest to jawne nawiązanie do tak znanej nam sieci.

Główna bohaterka filmu-Halina w tej roli Katarzyna Kwiatkowska, znana z programu Szymona Majewskiego, genialna w komedii, ale jak się okazuje w dramacie również dobra, pracuje właśnie w takim sklepie. Jej problemy zaczynają się, kiedy dostaje awans na kierownicze stanowisko. Dostaje podwyżkę, może się przeprowadzić i kupić komputer córce. Szybko Halina odkrywa jednak, że awans nie jest źródłem jedynie przyjemności, a ma również swoje złe strony. Zostaje ciągle poddawana naciskom 'z góry', bo trzeba wyrobić normę, zwiększyć sprzedaż, ograniczyć koszty. Od kiedy została kierowniczką również zmieniają się jej stosunki z koleżankami. Dotychczas lubiana, stanie się 'złym policjantem' dla nich. Trudny wybór stanie przed nią lojalność wobec pracodawcy czy koleżanek? 

Halina nie ma szczęście i na jej głowę spada kumulujące się nieszczęście- mamy trupa, śmiertelną chorobę matki, zagrożoną ciążę, alkoholizm, krótką mówiąc przeogromne bagno. 

Reżyserką tego filmu, nie wiem czy wiecie, ale jest Maria Sadowska, piosenkarka, znana szerszej publiczności z programu 'The Voice of Poland' i trzeba przyznać, że jak na debiutantkę dała sobie radę, zgrabnie przedstawiła zależności i cały dramatyzm sytuacji, kiedy trzeba wybierać pomiędzy korzyściami materialnymi, a lojalnością, etyką czy ludzkim zachowaniem.

Konwencja lekko przypominająca Smarzowskiego. Szaro, ponuro i dramatycznie, a zarazem tak bardzo prawdziwie. No i Eryk Lubos, który idealnie pasuję i często wciela się w rolę wyjątkowo mrocznych i nieprzyjemnych typów. Tak też jest tym razem.

Jest jeszcze jeden problem. A mianowicie Halinie również sen z powiek spędza wychowanie córki. Jest samotną matką, pracuje całymi dniami i często nocami, kontakt z córką staje się coraz słabszy, a i ona, jak nastolatka pozostawiona samej sobie zaczyna wpadać w nienajlepsze towarzystwo.

Czy polecam? To przeciętniak na poziomie. Można zobaczyć, ale jak nie obejrzycie to wasz świat też się nie zawali.

piątek, 7 marca 2014

Kamienie na szaniec


Miałam wątpliwości i to duże co do tego filmu. Nieprzychylne recenzje i wywiady z aktorami, którzy wcielili się w główne postacie jeszcze bardziej potęgowały to uczucie. Powiem Wam jednak już na samym początku, warto go obejrzeć. Jest naprawdę dobry. A seksu, co do, którego tak  niektórzy się czepiają jest tyle, co kot napłakał.  Że niby hipsterski? Moim zdaniem nie.

Z całą pewnością film trafi do nastoletniej widowni, do starszych mam nadzieję, że też.

Stworzenie filmu na podstawie tak znanej i obrośniętej legendą książki to zadanie karkołomne. Zaciekawić widzów i nie zanudzić, przedstawiając historię,którą wszyscy znają jednocześnie dbając o fakty.

W tym filmie mamy wszystko. Młodość, beztroskę i zabawę, ale też heroizm, lęk, dylematy, miłość. Dopóki pierwsza krew się nie poleje, mamy wrażenie, że chłopcy bawią się w wojnę, tu zrobią zadymę w kinie, tam ściągną hitlerowskie sztandary, pocieszą się bronią, jak mali chłopcy. Dopiero pojmanie Rudego i pierwsza przelana krew zmienia wszystko. Koniec z zabawą, pojawia się walka na śmierć i życie i za ojczyznę.

W głowach chłopców, jak chyba każdego na ich miejscu kłębią się pytania i wątpliwości. Ile poświęcić dla kraju i przyjaźni? Czy to ma sens?

Mimo, że wszystko to wydaje brzmieć bardzo podniośle, film Glińskiego z całą pewnością nie razi patosem. I to w głównej mierze zasługa tych młodych aktorów. O ile Kamil Szeptycki wcielający się w rolę Alka jest niezauważalny na ekranie, o tyle Marcel Sabat i Tomasz Ziętek, a w szczególności ten drugi odwalił kawał dobrej roboty. Jest czarującym lowelasem, partyzantem, a i w scenach niesamowicie naturalistycznych ukazujących jego przesłuchanie wypada przekonywująco.

Postacie kobiece lekko giną wśród tych męskich. Cóż szkoda taka nasza chyba rola w tego typu filmach. Jedynie służą do dekoracji.  

Sceny walk ulicznych są na naprawdę  wysokim poziomie, jak na polskie kino. Nie mamy czego się wstydzić, a to z pewnością zasługa Pawła Edelmana. Muzyka Łukasza Targosza również zdecydowanie wyróżnia się na plus. Idźcie obejrzyjcie, przekonajcie się. Gorąco polecam.

PS.Jeśli podoba Wam się na books and movies zapraszam do polubienia books and movies na facebooku.

środa, 5 marca 2014

Filmowe premiery-marzec


Zapraszam Was na nowy cykl na books and movies. Co miesiąc będę robić specjalnie dla Was przegląd filmowych premier.




Kamienie na szaniec (premiera 7.03)
Historię Zośki, Alka i Rudego wszyscy doskonale znamy. Trzech młodych chłopaków, matura, ambitne plany i nagle wybucha wojna, która je krzyżuje . Wiążę duże nadzieje, jak i obawy z tym filmem. Cała plejada polskich znanych aktorów jak: Andrzej Chyra, Danuta Stenka, Artur Żmijewski czy Krzysztof Globisz, a obok tego młodzi debiutanci.


Tylko kochankowie przeżyją (premiera 7.03)
Romans i horror, czyżby 'Zmierzch'? Nie tym razem. 'Tylko kochankowie przeżyją' to historia pary wampirów, która chce odbudować swój związek po latach. No i pojawia się ta trzecia i w dodatku to siostra ukochanej. W rolach wampirzej part Tilda Swinton i Tom Hiddleston, a młodszej siostry Mia Wasikowska.


300:Początek imperium (premiera 7.03)
To nie moja bajka, ale wiem, że pewnie niektórzy z Was wyczekują tej premiery. Walka Temistoklesa z Kserksesem. Grecy kontra Persowie. No i Cersei z 'Gry o tron'.


Witaj w klubie (premiera 14.03)
Mój oscarowy faworyt. Świetni Matthew McConaughey i Jared Leto, zresztą słusznie nagrodzeni. Historia samotnej walki o leki na AIDS, bo kiedy lekarze rozkładają ręce trzeba samemu wziąć swój los w swoje ręce.


Obietnica (premiera 14.03)
Para nastolatków, miłość zdrada i jedna obietnica, która sprawi, że nic już nie będzie takim jak było. Ponoć mocniejszy od 'Sali samobójców'.

Nauka spadania (premiera 21.03)
Sylwester i walentynki, jedne z dwóch najbardziej depresyjnych dni w roku. Tak też pewnego sylwestrowego wieczoru pewna grupka ludzi wpada na pomysł, aby popełnić samobójstwo. Jednak coś ich od tego odwlecze i trochę przesuną datę do walentynek. Co z tego wyniknie? Pierce Brosman i Toni Collette może być nieźle.

Zabić bobra (premiera 21.03)
Najnowszy film Jana Jakuba Kolskiego o Eryku, który powrócił z wojny w Iraku i Afganistanie i nie może dojść do siebie po tych traumatycznych przeżyciach. Brzmi trochę znajomo-'Homeland', ale sądzę, że będzie zupełnie inaczej.


Noe:Wybrany przez Boga (premiera 28.03)
Najnowszy film Darrena Aronofskiego tego od 'Czarnego łabędzia'. Historia biblijnego Noe i potopu. W rolach głównych Emma Watson, Russell Crowe, Jennifer Connelly i Anthony Hopkins.


Grand Budapest Hotel ( premiera 28.03)
Komediodramat Wesa Andersona i niesamowita historia pewnego hotelu. I cała plejada gwiazd- Jude Law, Ralph Finnes, Edward Norton i Adrien Brody.


Kapitan Ameryka:Zimowy żołnierz ( premiera 28.03)
 To znowu nie moja bajka, ale premiera godna odnotowania. Kapitan Ameryka powraca, tym razem połączy siły z Czarną Wdową.

PS.Jeśli chcecie być na bieżąco nie tylko z nowościami kinowymi, ale też z nowościami na books and movies, zachęcam do polubienia books and movies na facebooku.

poniedziałek, 3 marca 2014

Trzeci klucz


Ostatnio na books and movies było filmowo, a to wszystko przez Oscary i tak wiele ciekawych nowości w kinach. Początek nowego roku ( w Polsce, w USA to się już zaczyna jesienią) to zawsze czas kiedy do kin trafiają filmy, które walczą o Oscara. Za to wiosna i lata (w szczególności lato) to czas kiedy nie ma w czym wybierać, kiedy chce się iść do kina. Dzisiaj jednak zamiast czegoś do obejrzenia chciałabym Wam polecić coś do czytania.

Znowu będzie o Jo Nesbo. Mam nadzieję, że jeszcze Was nim nie zmęczyłam. Pisałam już o dwóch częściach jego cyklu kryminałów z Harrym Hole, a dokładnie o 'Czerwonym gardle' 'Karaluchach'. Dzisiaj będzie 'Trzeci klucz'. Oczywiście w planie mam przedstawienie Wam całej serii.

Chyba nie odpowiedziałam na jedno z najważniejszych pytań, które zadają mi znajomi, kiedy mówię o kryminałach Jo Nesbo, czy trzeba czytać po kolei. Zasadniczo nie. Każda część to osobna sprawa kryminalna. Niemniej jednak czasami pojawiają się różne kwestie życia prywatnego Harrego i możecie nie wiedzieć o co chodzi, w kilku częściach sprawy kryminalne wiążą się z życiem Harrego.

Co tym razem się dzieje? Harry ma nową partnerkę (zawodową) Beate Lonn. Sprawa tyczy się banku. Doskonale przygotowany napastnik wykonuje swój plan, każe kierownikowi banku opróżnić, dopiero co załadowany gotówką bankomat i daje mu dwadzieścia pięć sekund, Kierownik spóźni się o dwie sekundy. Napastnik strzeli i zniknie z okupem.

Harry i Beata będę oglądać miliony razy nagranie z napadu. Coś  nie będzie im się zgadzać. Sami nie będą wiedzieć co.

Dodatkowo nałóg Harrego trochę się pogłębi. Na swoje nieszczęście umówi się na randkę z dawną znajomą Anną. Następnego dnia Anna zostanie znaleziona martwa w swoim domu, a Harry nic nie będzie pamiętał z tego wieczoru. Postrzelona pistoletem, wszystko będzie wyglądać na samobójstwo, problem w tym, że była leworęczna, a w chwili śmierci musiałaby trzymać pistolet w prawej ręce.

Pojawia się jeszcze mail wysłany do Harrego. Ktoś próbuje wrobić go w te zabójstwo. A Harry, jak to ktoś kto za dużo wybił, sam nie jest pewien, czy rzeczywiście  on tego nie zrobił.

Jeśli znacie Jo Nesbo, to wiedzcie, że ta część, tak samo jak wszystkie inne jest na naprawdę wysokim poziomie. Jak u  Nesbo ciekawe zagadki kryminalne napisane naprawdę dobrze. Jeśli nie znacie jeszcze Nesbo, spróbujcie. Myślę, że się nie zawiedziecie.