Podchodziłam do tego filmu z dużym dystansem, bo jak to w XXI wieku serwować widzom film niemy? Szaleństwo. I jeszcze przyznać mu Oskara. Ale przyznam, że porwał mnie ten film od pierwszej minuty. Obraz ten jest hołdem złożonym ku starym filmom. Pozornie to historia kariery, sławy i upadku pewnego aktora, który nie był w stanie zaakceptować wejścia dźwięku do filmów. Czy to nie paradoks tworzyć film niemy o produkcji z dźwiękiem.
W praktyce ten film to arcydzieło, świetna stylizacja, świetne kadry i momentami śmieszne teksty. Ma zdecydowanie coś magicznego w sobie, czego brakuje dzisiejszym filmom. Zdecydowanie brak tutaj niepotrzebnej paplaniny. Tekst pojawia się okazjonalnie, więc każda kwestia jest dokładnie przemyślana.
Michel Hazanavicius przeprowadził eksperyment, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Film ten zawiera również zarys historii kina. Pokazuje również smutna prawdę, że rewolucja w świecie kina, była również rewolucją dla aktorów. Dla niektórych filmy z dźwiękiem oznaczały koniec kariery.
Pojawiają się również wątki romantyczne, które wzbogacają fabułę oraz dodają jej lekkości.
Ale przecież w przypadku Artysty nie chodzi o fabułę tylko o formę. Pomimo braku słów, film nie jest pozbawiony emocji. Te emocje wyrażają aktorzy. Film ten udowadnia, że kino w XXI wieku może nadal być pełne magii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz