czwartek, 21 listopada 2013

Igrzyska śmierci


Nigdy nie kręciły mnie filmy, przy których w rubryce gatunek widniało sci-fi lub akcja.  Tak też własnej nieprzymuszonej woli ich nie oglądam. Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale ostatnio zainteresowałam się 'Igrzyskami śmierci', dokładniej mówiąc ich  drugą częścią.  Może to przez Jennifer Lawrence? A może po prostu się starzeję i zmieniają mi się upodobania. Po prostu stwierdziłam, że to może być ciekawy film.
Tak też dzisiejszy wpis poświęcony będzie 'Igrzyskom śmierci', tak tej pierwszej części, drugiej jeszcze nie widziałam, ale mam nadzieję, że niedługo przyjdzie mi na to czekać, gdyż już jutro premiera. W oczekiwaniu na premierę postanowiłam obejrzeć tą wcześniejszą, aby zorientować się w historii i skonfrontować czy moje nadzieje nie są płonne, że oto ten film będzie strzałem w dziesiątkę.
Pierwsza część bardzo, ale to bardzo mi się podobała. Nie czuję się zawiedziona nią, a wręcz przeciwnie pozytywnie zaskoczona, ale co jest ważne w mojej recepcji to fakt, że sagi autorstwa Susan Collins nie czytałam i tak naprawdę usiadłam całkiem 'zielona' przed ekranem i nie miałam pojęcia czego się spodziewać, ani do czego porównywać. Przejdę w końcu do rzeczy. Akcja filmu dzieje się na terenie dawnego USA, gdzie obecnie znajduje się państwo Panem, które jest podzielone na dwanaście dystryktów. Mieszkańcy dystryktów chodzą ubrani w łachmany, polują na dziką zwierzynę, a ich mieszkaniami są drewniane chatki. Raz do roku Kapitol organizuje tak zwane Głodowe Igrzyska, gdzie ścierają się przedstawiciele  wszystkim dystryktów. Każda jednostka organizacyjna jest reprezentowana przez dwie osoby-dziewczynę i chłopaka. Tak też, kiedy do reprezentacji dwunastego dystryktu wylosowana zostaje młodsza siostra Katniss, ona sama zgłasza się na ochotniczkę, aby ją chronić. Co ważne zasada igrzysk mówi, że z tych dwudziestu czterech uczestników, przeżyje tylko jeden.
Rozpoczyna się ostra walka, pełna nieprzewidzianych zdarzeń, trzymająca w napięciu. Pomimo tego ,ze film ten trwa dwie godziny i dwadzieścia dwie minuty, ja nie nudziłam się, ani chwili. Pomimo tego, że nie jestem zwolenniczką zabijania ludzi, brutalności również nie popieram, a sama idea igrzysk jest taka, już nie wspominając co się na nich dzieje, to jakoś mnie naprawdę to wciągnęło i pochłonęło, że wcale mi to nie przeszkadzało. Aż wstyd mi. A ten film bez tych elementów nie wywoływałby takich emocji.
W 'Igrzyskach śmierci' oprócz śmiercionośnej walki jest miejsce na satyrę na dzisiejszy świat, bo wyobraźcie sobie, że uczestnicy muszą szukać sponsorów, występować w talk-showach, ba nawet wątek romansowy się pojawia, który  jest dosyć specyficzny, gdyż tak naprawdę nie mamy pojęcia, czy bohaterowie udają, czy może naprawdę pomiędzy nimi iskrzy.  Całość  oglądało mi się bardzo przyjemnie, momentami trzyma w napięciu, czasami śmieszy, innym razem zadziwia. Dobry na listopadowy wieczór, bądź popołudnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz