piątek, 20 grudnia 2013

Dziennik Bridget Jones i Bridget Jones:W pogoni za rozumem


Powiedzenie, że uwielbiam Bridget Jones byłoby nadużyciem, prawdą jest, że ją lubię, z przyjemnością przeczytałam i obejrzałam dwie części jej przygód i zbiera mi się na mdłości, jak czytam o następnej trzeciej części, jej perypetii, która dosyć niedawno została wydana, Już wiem i deklaruję, nie przeczytam jej, filmu też nie obejrzę, jeśli powstanie, nie zniszczę mojej wizji Bridget. Prawda jest taka, że po naszym smutnym, dziwnym, a czasami fascynującym i pięknym ( w przypływach emocji)  świecie coraz więcej jest singli. I nikt się powoli nie dziwi, jak 30 latka nie jest jeszcze mężatką, powoli presja zamążpójścia i posiadania dzieci jest z młodych ludzi zdejmowana, jesteśmy bardziej świadomi, mniej konformistyczni, nie podoba się, to do widzenia, koniec, nie widzimy sensu, aby wychodzić za mąż/ żenić się, bo tak wypada, co nie oznacza, że nie pragniemy i nie szukamy miłości.


I tak właśnie jest z naszą Bridget, daleko jej do ideału kobiety, co nie zmienia faktu, że nie da się jej nie lubić, nie jest posiadaczką idealnej figury, bo kocha słodycze, lubi czasami zajrzeć w kieliszek, jest roztargniona, no i po trzydziestce, a ponoć wtedy szanse na znalezienie idealnego partnera się zmniejszają. Bridget narzeka jak każda kobieta na za grube uda i inne tego typu dolegliwości i za to my płeć żeńska kochamy, a mężczyźni nie rozumieją ( jeżeli jesteś facetem, ostrzegam nie oglądaj 'Dziennika Bridget Jones' szanse, że ci się spodoba są bliskie zeru).
Owszem jest czasami wkurzająca, tak mnie też wkurza, tak bardzo roztrzepana, że mam  ochotę krzyknąć kobieto ogarnij się ! Ale w tym tkwi urok Bridget. W życiu jej pojawia się dwóch naprawdę ciekawych facetów-Daniel Cleaver uosobienie symbolu seksu, prawdziwy macho, traktujący kobiety, jak zabawki, no i wiecie gra go boski Hugh Grant oraz Mark Darcy (nie to nie przypadek z tym nazwiskiem, to nawiązanie do twórczości Jane Austen) prawnik, stateczny, lekko nudny w tej roli jak zawsze świetny Colin Firth.
Bez tych panów ten film nie byłby tym samym. Po za tym mam słabość do angielskiego akcentu w wykonaniu męskim, macie mnie, rozpływam się, jak go słyszę. Myślę, że reżyserowi udało się dobrać idealnie do ról. Wiele osób postawiło krzyżyk na Renee Zellweger w roli Bridget, jednak ona sprawdziła się świetnie. Nie bała się przytyć dziesięć kilogramów i pokazała swoje komediowo-romantyczne oblicze. I co z tego, że może to banalny, słodki film. Mówiłam Wam idą święta, warto wyluzować, odprężyć się, sięgnąć po coś lekkiego. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz