środa, 7 stycznia 2015

Mów mi Vincent


Nie ukrywam nie miałam ochoty oglądać tego filmu. Nie podobał mi się trailer, nie lubię Billa Muraya, Naomi Watts, ani Melisy McCarthy, dopiero nominacja do Złotych Globów i pozytywna recenzja blogera z którym mamy podobny gust zachęciła mnie, żeby pochylić się nad 'Mów mi Vincent'. Nie będę ściemniać spodobał mi się ten film.

Fabuła nie wydaje być się przesadnie świeżą, młody chłopak znajduje mentora w starszym panu. Cóż bałam się po przeczytaniu opisu, że ten starszy pan będzie postacią niczym z kamienia, bądź mosiądzu idealnie wykutą. Moje obawy były płonne, bo tytułowy Vincent w którego rolę wciela się Bill Murray to zdecydowanie człowiek z krwi i kości, ponadto zgorzkniały staruszek, hazardzista, cham i obibok, aż trudne uwierzyć, że ten mały chłopiec może odkryć w nim świętego. Bill Murray jest świetny w swojej roli. Wydaje się, że w tej roli czuje się jak w swojej własnej skórze. Cóż trzeba przyznać, że ma doświadczenie, nie raz na ekranie mogliśmy go oglądać w podobnych rolach.

Mimo mojej początkowej niechęci muszę przyznać, że wyszedł sympatyczny ciepły, a zarazem zabawny film, za pośrednictwem, którego naprawdę dobrze się bawiłam. Wszystko dzięki wyjątkowemu klimatowi, która wytworzyła ekipa. Nawet postać w którą wcieliła się  Naomi Watts rosyjskiej prostytutki, raczej karykaturalna i pełnej kiczu da się polubić. Mały Jaeden Lieberher również daje doskonały popis swoich zdolności aktorskich w roli Oliviera.

Tak jak już wcześniej mówiłam fabuła nie należy do odkrywczych, a i sam film bazuje na dobrze znanych schematach i naszych uczuciach, bo nie da się choć lekko nie wzruszyć oglądając tą historię. Polecam, szczególnie na zimny i szary wieczór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz