piątek, 18 lipca 2014

Więzy krwi



Guillaume Canet do tej pory realizował filmy w swoim ojczystym języku postanowił jednak zadebiutować w języku angielskim. Udało mu się w obsadzie zgromadzić wiele znanych nazwisk:Clive Owen, Marion Cotillard, Zoe Saldana, Mila Kunis oraz Matthias Schoenaerts (gwiazda europejskiego kina). Lista ta robi wrażenie, a apetyt jest ogromny.

Akcja filmu rozgrywa się w latach 70 w Nowym Jorku, a dokładnie Brooklynie. Głównymi bohaterami są dwaj bracia. Jeden jest policjantem (Frank), drugi znaczną część swojego życia spędził za kratkami (Chris). Pierwszy zdaje się być porządnym człowiekiem, nawet zerwał kontakt ze swoim bratem rozrabiaką. Kiedy jednak Chris kończy swoją odsiadkę zmuszeni są do wspólnego życia. 

Wszystko jest dobrze, dopóki nie pojawi się pokusa by wrócić na złą drogę, a wraz nią kolejny test dla braterskiej więzi..

Fabuła wydaje nam się być znajomą, bo motyw trudnej braterskie relacji oraz powrotu do normalnego życia po pobycie w wiezieniu nie raz już był prezentowany w kinie, ponadto autorem scenariusza do 'Więzów krwi' jest James Gray autor 'Ślepego toru' czy 'Królów nocy', kto widział te filmy z całą pewnością zobaczy podobieństwo.

Wszystkie znaki na niebie świadczyły dla mnie, że wyjdzie z tego kawał dobrego kina, a wyszedł moim zdaniem taki 'średniak'. Postać drugiego brata sprawia wrażenie nijakiej. Fabuła niestety nie zaskakuje, a akcja wiedzie się niesamowicie powolnie. Jest kilka strzelanek i pościgów, ale niestety nie zachwycają. Przynajmniej mnie. 

Zdecydowanie najlepszą sceną jest końcowa. Spojrzenie, które mówi więcej niż milion słów. Nic więcej nie zdradzę.

Nie sposób pominąć również trzech atrakcyjnych pań. Wspomniane wcześniej Mila Kunis, Zoe Saldana i Marion Cotillard pozostają jedynie miłym i subtelnym tłem. Mają wpływ na działanie panów, ale niestety ich rolę nie pozostają w pamięci na długo po seansie, co nie przeszkadza dobrze im je zagrać. Głównym filarem filmu jest Clive Owen, który w swojej roli sprawdza się wyjątkowo.

 Na pochwałę również zasługuje dobrze oddany klimat lat 70.  Oczywiście można się przyczepić w tej kwestii do pewnej sprawy, gdyż w otwierającej film scenie słychać piosenkę 'New York Groove', która po raz pierwszy pojawiła się w 1978 roku, a akcja filmu rozgrywa się w roku 1974, ale ja się czepiać nie będę. Czy polecam? Można obejrzeć, ale nie jest to konieczne.


4 komentarze:

  1. Uwielbiam filmy z Marion Cotillard :)

    OdpowiedzUsuń
  2. widzę lata '70, mówię nie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby to wina 'American Hustle'? Szczerze mi do gustu właśnie bardziej przypadło 'American Hustle', co nie oznacza, że to film idealny :)

      Usuń
    2. 'American Hustle' byłoby super, gdyby nie te okropne lata '70. Nie wiem, po prodtu te steoje, te fryzury, to wszystko: NIE!

      Usuń