To już ostatni film z Keirą w roli głównej, jaki przedstawię Wam w najbliższym czasie. Już w następnym poście dam Wam odpocząć od Keiry. Napaliłam się na niego od samego początku, dlaczego, dokładnie nie wiem. Może dlatego, że gra w nim Keira, może dlatego, że to kolejny film kostiumowy, może dlatego, że za tym filmem stoi Joe Wrighta, który to stworzył 'Pokutę', albo z takiego powodu, że to wielka powieść Lwa Tołstoja, której nie przeczytałam. Tak nie przeczytałam jej jeszcze i okropnie tego żałuję. Lecz jakoś w moje ręce nie chce trafić. Mam nadzieję, że już niedługo, coś mnie zmobilizuje i w końcu po nią sięgnę.
Pomysł, aby umiejscowić akcję filmu w budynku teatru wyjątkowo intrygującym mi się wydał. Jak cały film doskonale pozwala szukać i znajdować wiele ukrytych metafor. Doskonale jest dopracowany z niesamowity pietyzmem. Tu nie ma miejsca na przypadek. Mam jednak świadomość, że ta teatralna konwencja może nie każdemu przypaść do gustu.
Aby po obejrzeniu 'Anny Kareniny' czuć zadowolenie zdecydowanie z otawrtym umysłem i zapomnieć o książce. Nie jest możliwym, aby w filmie zmieścić całą zawartość książkowego oryginału. Dlatego radziłabym być wyrozumiałą.
Jak w 'Pokucie' pisałam o maszynie do pisania będącą elementem kluczowym i ciągle powracającym, również w 'Annie Kareninie' Joe Wright pokusił się na taki element, a jest nim tym razem pociąg.
Film ten ma niewątpliwie wiele atutów, jednak mnie czegoś w nim brakuję. Z ekranizacji Joe Wrighta znanych dzieł literackich zdecydowanie bardziej mnie zachwyciły 'Pokuta' i 'Duma i uprzedzenie'.
Do tych atutów należy oczywiście świetna obsada Jude Law, Alicia Vikander,Domnhall Gleeson ( tak to ten z 'Czas na miłość'), Matthew Macfadyen no i Keira Knightley, która zachwyca swoją grację i nie rozczarowuje pod względem aktorskim, aczkolwiek fizycznie cały czas nie jestem przekonana czy lepsza nie byłaby jakaś starsza aktorka w tej roli.
Obejrzyjcie i sami się przekonajcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz