To pierwszy wpis filmowy, więc wybór nie był prosty, ale padło na 'American Beauty'. Dlaczego? To mój ulubiony film, o czym wiedzą wszyscy moi znajomi i niestety nie podzielają mojego zachwytu nad tym filmem. Są umiarkowanie do niego nastawieni.
Właściwie nie wiem, jak to się stało, że właśnie ten film zasłużył na miano tego mojego ulubionego. Ja generalnie nie jestem skora do takich wyborów, że ulubiony czy najgorszy, do robienia list czy rankingów. Ale czasami gdzieś tam pojawiają się takie pytania no i trzeba się opowiedzieć. I tak też 'American Beauty' stał się tym ulubionym.
Z przykrością śledząc wszystkie rankingi na portalach filmowych, czy listy iluś tam filmów, które warto obejrzeć mój faworyt znajdę się gdzieś daleko i nie wiem czy to ja go gloryfikuję, czy inni nie doceniają. Chociaż kilka nagród udało mu się zgarnąć i to tych liczących się w świecie filmu.
Dla mnie ten film to arcydzieło, bez zadęcia, efektów specjalnych, skromny,ale z przekazem. To historia życia i śmierci. A w szczególności sensu życia, pełna symboli. Niech nie zwiedzie was plakat reklamujący ten film, tu nie kolejne love story ,a scen łóżkowych jak na lekarstwo.Pomimo tego, że akcja filmu rozgrywa się w USA to tak naprawdę mogłaby mieć miejsce wszędzie, bo dotyczy wszystkich. Każdy z nas żyję z jakimś przekonaniem, czasami własnym, częściej wpojonym przez rodzinę czy nasze otoczenie, że kariera, rodzina, piękny wygląd czy idealnie zadbany trawnik to źródła naszego szczęścia. Brak ich powoduję więc frustracje. Ale czy posiadanie ich da nam prawdziwe szczęście?
Rzadko zadajemy sobie takie pytania, gdyż nie mamy czasu, ciągle żyjemy w pędzie, pogoni za lepszym życiem. Takie też jest życie Lestera, w tej roli cudowny Kevin Spacey, ale on nie ma złudzeń i postanawia zmienić swoje życie. Rezygnuje z wyścigu o lepszy samochód i wiecie co, jest mu z tym dobrze, w końcu czuje się szczęśliwy. W końcu może być sobą, robić to co lubi, nie przejmować się tym, że nie jest to popularne, wyzwolić się z klatki amerykańskiego( pozornego )piękna.
Sam Mendes naprawdę spisał się w tym filmie, żaden kadr nie jest zbędny, wszystko dokładnie przemyślane. Na uwagę zasługuje też doskonale dobrana muzyka, dodaje wyjątkowy nastrój. Oprócz zachwytów dla Spaceya należą się one również Anette Bening jest świetna w roli sfrustrowanej Caroline. Reżyser oprócz pytania o istotę życia, zadaje również drugie, kto zabił Lestera? Pozostawia nas z tą nierozwiązaną zagadką, nad którą możemy się zastanawiać jeszcze przez długie godziny po filmie. Gorąco polecam. A w następnym wpisie coś z aktualnych nowości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz