poniedziałek, 30 września 2013

Sierpniowe niebo. 63 dni chwały


Jako była uczennica klasy z rozszerzoną historią mogę powiedzieć, że lubię filmy gdzie jest historia, a szczególnie ta najnowsza . Film Sierpniowe niebo 63 dni chwały powstał z chęci złożenia hołdu przez reżysera dla swojego dziadka-powstańca. To nie jest film dla nieznających historię, którzy chcą ją poznać. To raczej refleksja nad dzisiejszą pamięcią o historii .
Dobrowolski umieszcza fabułę w dwóch czasoprzestrzeniach-współczesności i czasach powstania. Film wzbogacają materiały archiwalne, które zachowały się z czasów powstania. Wątków trzeba przyznać,  jest sporo. Poczynając od historii budowy podczas, której znaleziono szczątki ludzkie, grupę raperów, którzy jako jedni z niewielu pamiętają o powstaniu, historię Basi młodej sanitariuszki, jej pierwszej miłości i wchodzeniu w świat dorosłości podczas wybuchu powstania.
To film pełen emocji , widać, że Dobrowolski chciał przekazać swoje własne refleksje na temat powstania i pamięci o historii, widać, że to temat dla niego ważny, i tak naprawdę najbardziej zauważalne w filmie są właśnie te emocje, nie ma faktów, bo to nie typowo historyczny film.
Oglądając mam wrażenie, że autor chciał stworzyć coś godnego uwagi, ale sam zbytnio nie wiedział co, chce dokładnie pokazać na ekranach, czy to ma być hołd dla powstańców, a może film edukacyjny. I wychodzi z tego taki trochę misz-masz. Ja za to doceniam, za chęć poruszenia trudnego tematu, za starania, widać tą chęć, szkoda, że wyszło coś trochę nijakiego.
Ja z przyjemnością obejrzałam go z powodu tematyki i właśnie polecam go  tym co lubią filmy o historii.

niedziela, 29 września 2013

Blue Jasmine


Jak powszechnie wiadomo, z Allenem jest już tak, że albo go się kocha albo nienawidzi. Ja należę do tych pierwszych, kocham Allena, a szczególnie te starsze filmy, z nowszymi niestety jest gorzej. Ale muszę przyznać, że po swoich europejskich podróżach Woody powrócił do Nowego Jorku i wyszło mu to zdecydowanie na dobre. To z całą pewnością najlepszy film Allena od wielu lat.

Bo oto dostajemy prostą, lecz ciekawą historię, niesamowitych bohaterów, świetnych aktorów obsadzonych w swoich rolach i dobre dialogi. I nawet nie zauważymy kiedy minęło półtora godziny. Cate Blanchet naprawdę gra świetnie i z wielką przyjemnością ogląda się ją na ekranie.  Ona sprawia, że Jasmine ma dwie twarze . To kobieta kochająca luksus, przyjęcia, torby od Vittona, niesamowita snobka, której zabrano to wszystko, co kocha. Jedyne co jej zostało to wyobrażenie o sobie i marzenia o powrocie do swojego statusu materialnego.  Często nakłada różowe okulary i nie chce patrzeć na świat taki jaki jest.Mimo niepowodzeń nie odrzuca swoich pragnień. Jest trochę jak Don Kichot niepoprawną marzycielką, kruchą i słabą, ale zarazem wijącą się jak bluszcz do bogatych mężczyzn. Zdaje się wyznawać zasadę, po trupach do celu.


Ten film to gorzka refleksja na dzisiejsze czasy.  Woody zdaje się szukać odpowiedzi na pytania: Czy pieniądze dają szczęście ? Czy warto marzyć ? A może lepiej zdjąć różowe okulary?  
Dla fanów Allena i Blanchet myślę, że to pozycja obowiązkowa, pozostałym również gorąco polecam.

piątek, 27 września 2013

Girls


Dzisiejszy post skierowany zdecydowanie bardziej do pań, bo Girls to serial typowo kobiecy, chociaż może panowie się skuszą i go obejrzą, albo już widzieli. Gdzieś spotkałam się z porównaniem tego serialu do 'Seksu w wielkim mieście' i takie porównanie wydaje mi się na wyrost. Jedyne co łączy te 2 seriale to fakt, że głównymi bohaterkami są 4 przyjaciółki mieszkające w Nowym Jorku. Dziewczyny z Girls są młodsze i biedniejsze, one nie marzą o szpilkach od Manolo Blahnika tylko o tym, żeby mieć za co zapłacić czynsz. Scenarzyści postanowili stworzyć serial na miarę dzisiejszych czasów, chcieli, aby problemy bohaterów były problemami prawdziwych ludzi i bardzo dobrze, bo kto dzisiaj myśli o Guccim.


Dziewczyny z Girls są zwyczajne, jak nasze koleżanki, które nie zawsze wyglądają doskonale i nie latają po mieście w 10 centymetrowych szpilkach. Niestety mam wrażenie, że temu serialowi czegoś brakuje i uważam, że 'Seks w wielkim mieście' był zdecydowanie lepszy( dopóki nie zepsuli go wersjami kinowymi) miał pewien klimat, którego brakuje Girls.
Niektórzy uważają Girls za serial wyjątkowy. Dlaczego? Bo w tym serialu główna bohaterka nie posiada idealnego ciała, a jest ono ciągle eksponowane. Cóż życie uczuciowe Hannah jest niezwykle intensywne. Nie jedna z nas pewnie jej zazdrości tego faktu. Uważam, że to dobry pomysł, aby nie ukrywać tego, że nie wszyscy mają idealne ciała, że można mieć całkiem udane życie seksualne nie posiadając płaskiego brzucha czy wąskich bioder.  Nie ukrywam ,że jednak za najsłabszy element serialu uważam Hannah po prostu jej nie lubię i irytuje mnie, inne dziewczyny zdecydowanie są fajniejsze, więc szkoda, że to Hannah jest zawsze w centrum.
Na razie powstały dwa sezony, w każdym po dziesięć odcinków. Pierwszy sezon mnie zaciekawił powiał świeżością, drugi momentami nudnawy. Premiera trzeciego sezonu w USA planowana jest  na styczeń 2014. Czy polecam ? Myślę, że warto spróbować i dać mu szansę.

czwartek, 26 września 2013

Czas na miłość


Byłam wczoraj w kinie. Na czym? Na About time polski tytuł- Czas na miłość, ale jakoś bardziej przypadł mi do gustu ten oryginalny. Jestem pewna, że na ten film nie wybrałabym się, gdyby nie zwiastun obejrzany w kinie. Jakoś z komedii romantycznych już wyrosłam i zdecydowanie staram się ich unikać, ale ten trailer przykuł moją uwagę, a czas spędzony w kinie i pieniądze wydane na bilet nie uważam za zmarnowane.
Przyznam się szczerze, że przez cały prawie film siedziałam z uśmiechem na twarzy, a po wyjściu mój humor nie uległ zmianie. To nie jest film, który uznamy za wybitny, ale jest to film całkowicie przyjemny.
W About time pojawia się jakże znany i popularny motyw podróży w czasie. Brawo za to, że jakoś nie wieje banałem, bo z tym motywem już niejednokrotnie tak bywało.  Jest miło, przyjemnie, bajkowo, chyba właśnie tak jak powinno być w jesienny wieczór, kiedy za oknem pada deszcz, a dzień nie należał do najlepszych. Jest lepszy niż czekolada, a i nie ma się wyrzutów, że pójdzie w biodra.
Aktorzy też świetnie sprawdzili się w swoich rolach: słodka i oczytana  dziewczyna w tej roli Rachel McAdams, niezbyt przystojny i nieporadny w stosunku w kontaktach z dziewczynami chłopak-Domhnall Gleeson, cudowny wyluzowany i czuły ojciec-Bill Nighy, ekscentryczny znajomy ojca-Tom Hollander.
A sam film o czym jest ? Oczywiście, że o miłości. Ale nie to nie jest kolejna łzawa historia o tym jak on ją kocha i ona jego też. To bardziej film o miłości w stosunku do życia. O cieszeniu się każdą chwilą, najzwyklejszymi czynnościami- herbatką z rodziną czy  ukochaną osobą. Sam film wywołał u mnie refleksję, że nawet podróże w czasie nie sprawią, że będziemy szczęśliwi, bo szczęście to właśnie chwile, które warto  doceniać. A grzebanie w przeszłości, ma wpływ na teraźniejszość i to nie zawsze taki jak byśmy chcieli.

środa, 25 września 2013

Dziecko Rosemary



Dzisiaj słów kilka o 'Dziecku Rosemary' . O tym filmie powiedziano już tak wiele, że pewnie  nic odkrywczego nie napiszę. Uważam ten film za tak zwany must see, dla każdego kto kocha kino. Sama jakiś czas się do niego zbierałam, z racji obaw w stosunku do jego gatunku horroru i jak się okazało niepotrzebnie.
To film bardziej psychologiczny niż horror sam w sobie. Co jest w nim wyjątkowe? Przede wszystkim brak jakiś specjalnych  tandetnych efektów grozy, jedynym elementem, który ma nas przestraszyć jest poznana przez nas historia, pełna realizmu. Brak tutaj typowych scen z horrorów. Przedstawiony świat obserwujemy z dwóch  perspektyw- tytułowej bohaterki-Rosemary w tej roli Mia Farrow oraz obiektywnego obserwatora.
I przez ten zabieg pojawia się u widza pewnego rodzaju rozdwojenie, czyja prawda jest prawdziwa? Przez cały film nie poznajemy odpowiedzi na to pytanie, nawet zakończenie tego nie wyjaśnia. Przez około 2 godziny Polański bawi się z nami w kotka i myszkę, a po zakończeniu nie wiemy kto wygrał ? Czy to nie wydaje się wam być lekko psychodeniczne?  Grać i nie wiedzieć kto wygrał ? Ja osobiście uwielbiam takie filmu, które zmuszają do myślenia o nich dawno po ich obejrzeniu, które pozwalają na różnorodne interpretacje i każda z nich może być prawdziwa. I tak naprawdę nie wiadomo czy to film o wyznawcach szatana czy może o paranojach kobiety w ciąży. Słyszałam ponadto o 2 zakończeniach tego filmu. W jednym widać tylko kołyskę, w drugim ponoć jest zbliżenie na twarz dziecka. Ja oglądałam tą pierwszą wersję i byłam zdziwiona faktem, że Polański sobie pozwolił na taki zabieg. Jedna trochę poszperałam, że wersja jest tylko jedna, ta którą oglądałam. Dlaczego niektórym się wydaje, że widzieli tą drugą ? Ponadto ich przekonanie było tak silne, że część widzów oskarżyła jedna z amerykańskich telewizji, kiedy wyemitowała 'Dziecko Rosemary' o wycięcie tej sceny.
I co można? Wywołać psychozę bez hektolitrów krwi i dziwacznych efektów specjalnych.

wtorek, 24 września 2013

Jobs



Obiecałam, że będzie o nowościach i słowa dotrzymuje. A mianowicie dzisiaj wezmę na tapetę 'Jobsa'. Ostatnimi czasy bardzo często jestem gościem kina, z racji najdłuższych w życiu wakacji- 4 miesiące, więc z nowościami jestem na bieżąco. Także nie mogłam odmówić sobie tej przyjemności i nie wybrać się na 'Jobsa'.
Biografie lubię,a Steve zawsze wydawał mi się ciekawą postacią do stworzenia o nim filmu. Po obejrzeniu go jednak miałam mieszane uczucia. Chwilami dłużył mi się i uwierzcie  nie tylko mi. Myślę, że zdecydowanie niektóre sceny można byłoby wyciąć, a film nie stracił by na tym.  
Pomimo tej niedogodności, uważam, że warto go obejrzeć. Największym atutem filmu jest -Ashton Kutcher, o którego najbardziej się obawiałam. Nigdy dla mnie nie był wybitnym aktorem, raczej takim od komedyjek i lekkich filmów. Ale trzeba przyznać, że dał sobie radę i spisał się na szóstkę. Wielki brawa. Kutcher chodzi, mówi, zachowuje się i ubiera  jak Jobs. Cały staje się Stevem.
Przedstawiona przez Sterna historia to kolejne american dream, jak z małej firmy mieszczącej się w  garażu stać się potentatem na rynku i milionerem, bądź miliarderem. Czego brakuje 'Jobsowi'? Zdecydowanie wprowadzenia w świat branży komputerowej. Sądzę, że przeciętni użytkownicy komputerów nie zainteresowani tym światem lub za młodzi, aby pamiętać te czasy, nie są w stanie zrozumieć fenomenu cacek od Apple. Z filmu dowiadujemy się co stworzyli oraz, że stało się to hitem, ale dlaczego? Reżyser nie chce dać nam odpowiedzi na te pytanie, przy żadnym wynalazku.
Również na ekranach obserwujemy zmianę Jobsa na przestrzeni lat, ale brak wyjaśnienia  jak do tego doszło, że chłopak buszujący w zbożu stał się   tym sławetnym Jobsem.Dużym plusem jest dbałość o dokładność w kwestii faktów. Co również momentami staje się niestety nużące dla widza. Brakuje też zaglębienia się w życie prywatne Jobsa. Ta sfera pozostaję jedynie liznięta przez reżysera. Chwała, że ominął temat choroby Jobsa. Ale sprawa dotycząca ojcostwa czy fakt, że Steve był adoptowany powinny zostać dokładniej pokazane.
Po wyjściu z kina moja pierwszą myślą było- ale z tego Jobsa to dupek był, nie kupie już nic od Apple. Ale wiecie co, Jobsa osobiście nie znam, ale jeżeli prawdą jest, że taki był, to dobrze, że nikt nie wpadł na pomysł, aby go ozłocać. Myślę, że warto pochylić się nad 'Jobsem'.  

poniedziałek, 23 września 2013

American Beauty


To pierwszy wpis filmowy, więc wybór nie był prosty, ale padło na 'American Beauty'. Dlaczego? To mój ulubiony film, o czym wiedzą wszyscy moi znajomi i niestety nie podzielają mojego zachwytu nad tym filmem. Są umiarkowanie do niego nastawieni.
Właściwie nie wiem, jak to się stało, że właśnie ten film zasłużył na miano tego mojego ulubionego. Ja generalnie nie jestem skora do takich wyborów, że ulubiony czy najgorszy, do robienia list czy rankingów. Ale czasami gdzieś tam pojawiają się takie pytania no i trzeba się opowiedzieć. I tak też 'American Beauty' stał się tym ulubionym.
Z przykrością śledząc wszystkie rankingi na portalach filmowych, czy listy iluś tam filmów, które warto obejrzeć mój faworyt znajdę się gdzieś daleko i nie wiem czy to ja go gloryfikuję, czy inni nie doceniają. Chociaż kilka nagród udało mu się zgarnąć i to tych liczących się w świecie filmu.
Dla mnie ten film to arcydzieło, bez zadęcia, efektów specjalnych, skromny,ale z przekazem. To historia życia i śmierci. A w szczególności sensu  życia, pełna symboli. Niech nie zwiedzie was plakat reklamujący ten film, tu nie kolejne love story ,a scen łóżkowych jak na lekarstwo.Pomimo tego, że akcja filmu rozgrywa się w USA to tak naprawdę mogłaby mieć miejsce wszędzie, bo dotyczy wszystkich. Każdy z nas żyję z jakimś przekonaniem, czasami własnym, częściej wpojonym przez rodzinę czy nasze otoczenie, że kariera, rodzina, piękny wygląd czy idealnie zadbany trawnik to źródła naszego szczęścia. Brak ich powoduję więc frustracje. Ale czy posiadanie ich da nam prawdziwe szczęście?
Rzadko zadajemy sobie takie pytania, gdyż nie mamy czasu, ciągle żyjemy w pędzie, pogoni za lepszym życiem. Takie też jest życie Lestera, w tej roli cudowny Kevin Spacey, ale on nie ma złudzeń i postanawia zmienić swoje życie. Rezygnuje z wyścigu o lepszy samochód i wiecie co, jest mu z tym dobrze, w końcu czuje się szczęśliwy.  W końcu może być sobą, robić to co lubi, nie przejmować się tym, że nie jest to popularne, wyzwolić się z klatki amerykańskiego( pozornego )piękna.
Sam Mendes naprawdę spisał się w tym filmie, żaden kadr nie jest zbędny, wszystko dokładnie przemyślane. Na uwagę zasługuje też doskonale dobrana muzyka, dodaje  wyjątkowy nastrój. Oprócz zachwytów dla Spaceya należą się one również Anette Bening jest świetna w roli sfrustrowanej Caroline. Reżyser oprócz pytania o istotę życia, zadaje również drugie, kto zabił Lestera? Pozostawia nas z tą nierozwiązaną zagadką, nad którą możemy się zastanawiać jeszcze przez długie godziny po filmie. Gorąco polecam. A w następnym wpisie coś z aktualnych nowości.