wtorek, 11 marca 2014

Idy marcowe


Jeśli jesteś fanem Ryana Goslinga lub Georga Clooneya, a może oglądasz namiętnie 'House of Cards', to 'Idy marcowe' na pewno Ci się spodobają. 

Nie wiemy, tego na pewno, ale wszystko na to wskazuje, że historia ta wydarzyła się na prawdę, gdyż scenariusz tego filmu powstał na podstawie sztuki autorstwa Beau Willimon, który niegdyś pracował przy kampanii prezydenckiej z ramienia amerykańskiej Partii Demokratów.

Mike Morris w tej roli George Clooney jest kandydatem na prezydenta. Jak to przeważnie bywa, na jego sukces nie pracuje sam, pracuje na niego cały sztab specjalistów. Wyróżnia się w nim Stephen Meyers (Ryan Gosling). Młody, ambitny, przystojny, w drogim garniturze, typowy karierowicz. Bije od niego zaangażowanie, elokwencja, wiara w idee o których mówi.

Jego problemy zaczynają się w momencie, kiedy przez przypadek pozna tajemnicę młodej stażystki (Eva Rachel Wood), a i konkurencja zacznie o niego zabiegać. No i co wybrać? Czym się kierować? Jak lew zabiegać o swoją karierę, a może rozdmuchać jakąś aferę, no i te wyrzuty sumienia, które nie dają o sobie zapomnieć. Kiedy próbuje się z wykręcić z tej sytuacji, dopiero otwierają mu się oczy, jak bardzo 'zły' jest świat polityki, jak wiele zakłamanych osób ma wokół siebie. Kłamstwa ubrane w doskonale dopasowane garnitury i oświetlane przez kamery. Tak taka jest polityka. 

Z 'Id marcowych' nie dowiemy się, jakiego wyboru dokona Stephen. Będziemy jednak świadkami, jak młody karierowicz spełni swoje marzenie, będzie mógł się uczyć od najlepszych w tej branży. Czy będzie dzięki temu szczęśliwszy? Na pewno bogatszy w doświadczenia.

Przyznam się, że podchodzę z rezerwą do aktorów, którzy biorą się za 'reżyserkę'. W tym przypadku nie jest inaczej. Bo pomimo, że historia całkiem ciekawa, Gosling i Seymur-Hoffman dobrze sprawdzają się w swoich rolach. To 'Idy marcowe' są po prostu przyzwoite. Nie są tak krwiste i wyraziste, jak żeberka kochane przez Franka Underwooda z 'House of Cards'.

Czy polecam? Raczej tak, ale nie spodziewajcie się nie wiadomo czego po nim.

PS. No i zawsze miło popatrzeć na Goslinga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz